KRESYCMENTARZ W ZBARAŻUKSIĘGA GOŚCIKONTAKTFUNDACJA LONGINUS
ZALESZCZYKIZBARAŻ VI 2004ŚWIRZPOMORZANYKresowe nekropolieŚWIĘTABRZEŻANYOLESKOZBARAŻ V 2005TREMBOWLALWÓW 26 VI 2001KRZEMIENIECZBARAŻ X 2005CHOCIMCZORTKÓWWIŚNIOWIECKościół w ZbarażuBUCZACZZBARAŻ VI 2006ZBARAŻ VII 2006ŻYTOMIERZPODHORCEJAZŁOWIECKAMIENIEC POD.ZBARAŻ X 2007BEREZOWICA MŁ.ŻÓŁKIEWŁUCK Alina Skrzypczak

Moje podróże po Kresach

ŻYTOMIERZ

 

- starożytna osada słowiańskich Drewlan na wschodnim skraju Wołynia. Położona nad rzeką Teterew i  jej dopływem Kamionką. Jeden ze starszych grodów ruskich powstały w IX w. W 1320 r. Żytomierz przyłączono do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Miasto wielokrotnie niszczyli Tatarzy. Od unii lubelskiej 1569 r. był częścią Korony. Zagrabiony przez Rosję po II rozbiorze Żytomierz już nie powrócił do Rzeczpospolitej. Intensywnie rusyfikowane miasto liczyło pod koniec XIX w. 70 tyś. mieszkańców w tym ok. 9 tyś. Polaków. Polsko – sowiecki pokój ryski z 1921 r. pozostawił poza Rzeczypospolitą około miliona Polaków w okolicach Żytomierza.  

 

 

Przełom czerwca i lipca zaowocował dwoma wyjazdami na Ukrainę. O ile pierwszy z nich przygotowywany wiele tygodni wcześniej jak zwykle skupił w Zbarażu czterdziestukilkuosobową grupę kadetów i nauczycieli z ZS NR 2 których celem było kontynuowanie prac porządkowych na tamtejszym polskim cmentarzu. To druga lipcowa bytność wprost kameralna niosła ze sobą inne zadania. Tym razem wraz z mężem skupiliśmy się na planowym spisywaniu, katalogowaniu i fotografowaniu poszczególnych partii cmentarza. Tygodniowy pobyt przyniósł konkretne żniwo. Około 500 spisanych inskrypcji grobowych znajdzie miejsce w przygotowywanej przeze mnie monografii cmentarza. Nie chodzi mi jednak w tym miejscu o dokładniejsze przedstawienie toku postępujących prac. Wprost przeciwnie chciałabym przekazać swoje wrażenia z jednego dnia pobytu czyli 24 godzin drogi na wschód Ukrainy przez Żytomierz do Kijowa. Oczywiście podróż ta wcześniej nawet nam się nie śniła. Po prostu się zdarzyła. Jedziemy więc do Żytomierza na uroczystą mszę z okazji święceń kapłańskich do kościoła p.w. św. Jana z Dukli. Wstajemy o 4 rano. Czeka nas 280 km. Ciekawość jaka mnie rozpiera nie pozwoliła dostatecznie się wyspać. Zastanawiam się jak wyglądają tereny na wschód od Zbrucza. Obserwuję więc dokładnie przesuwające się widoki za szybą. Obiecuję sobie , że nie zmrużę oczu ani na chwilę. I tak pofałdowany krajobraz z gdzieniegdzie wyłaniającymi się jeziorkami tworzy przyjemny dla oka obraz. Im bliżej do Żytomierza tym wyraźniej zaczynam zauważać coś czego na zachodniej Ukrainie już się nie spotyka , a mianowicie chodzi mi o pomniki wieszczów rewolucji proletariackiej dzielnie stojące na głównych placach miast. Nie wiem czego mam się spodziewać na miejscu. Chciałabym zobaczyć  polski cmentarz. Reszta to wielka niewiadoma. Żytomierz dzisiaj to 300 tysięczne miasto. Według miejscowych danych zamieszkałe przez około 50 tyś. Polaków. Okolice Żytomierza są największym skupiskiem Polaków na terenie dzisiejszej Ukrainy ( stanowią ok. 5 procent ludności ). Wjeżdżając do Żytomierza po lewej stronie widzimy nowo wybudowany budynek Domu Polskiego. Znajdują się tutaj pomieszczenia lekcyjne, biurowe i pokoje gościnne. Samo miasto nie przedstawia się za ciekawie. Takie socrealistyczne to moje pierwsze myśli. Dowodem czego staje się dla mnie ogromny plac którego centralną częścią jest pomnik Lenina na tle niewątpliwie dawnego komitetu partii na co wskazuje bryła budynku. Niepokojący powrót do przeszłości. Na pewno to środek  miasta, miejsce przeszłych pochodów pierwszomajowych gdzieś tam podświadomie się to wyczuwa. Szukam pozostałości po rynku. Nie ma. Tylko plac okolony wysokimi kilkupiętrowymi budynkami. Skręcamy w bok, a jednak zza wieżowca wyłania się kościół i klasztor oo. bernardynów. Podjeżdżamy bliżej , parkujemy i wychodzimy tak jakby od tyłu kościoła. Pierwsze zdziwienie budzi we mnie dziwacznie dobudowany prawie że do kościoła blok. Oba budynki dzieli od siebie może metr. Ani tam przejść, ani nie wiadomo co. Okazuje się, że kościół ma ciekawą historię. Pierwotnie drewniany z 1760 r. ,po pożarze w 1820r.odbudowany, został w 1842 r. skonfiskowany przez Petersburskie Kolegium Duchowne. W 1844 r. bernardyni musieli opuścić Żytomierz. Kościół został ponownie zamknięty w 1930 r. przez władze sowieckie i zamieniony na dom kultury. Świątynię podzielono na trzy piętra. Potem umieszczono w nim muzeum geologiczne. Całkowicie zdewastowaną odzyskali wierni w 1989/90 r. Kiedy zawaliła się ściana frontowa otrzymano zgodę na podjęcie remontu. W 1992 r. bernardyni powrócili do Żytomierza po 150 latach nieobecności. Wspomniane wcześniej położenie budynku względem kościoła to nie przypadek tylko konkretne działanie komunistów. Wybudowali oni blok mieszkalny tak blisko świątyni, aby utrudnić wejście. Życie pisze jednak dziwne scenariusze . Kościół odwrócono więc . Ołtarz główny znalazł się w miejscu dotychczasowego wejścia, a wejście główne w miejscu dawnego ołtarza. Na zewnątrz dobudowano wieżę – dzwonnicę i w sumie jakoś to wygląda. Odnowiony kościół poświęcono w 1997 r. Przed mszą mając trochę czasu poszliśmy pochodzić wokół głównego placu. Okazało się, że stojąc w jego obrębie jest się otoczonym wysokimi budynkami, które zasłaniają widok na dalszą część miasta. Ale jak skręci się w którąś z ulic to można zobaczyć pozostałości po przeszłości. Rzuca się w oczy sobór katedralny, a obchodząc blokowisko można dojść do katedry skrzętnie zabudowanej i niewidocznej z placu głównego. Z układu ulic tak ustawionych, że główne wyjście z świątyni kieruje ludzki pochód bokiem od centralnego placu. Już sama, spacerując i robiąc ostatnie zdjęcia obserwuję życie miasta. Na zakręcie ulicy wprost przede mną samochód  gubi przednie koło. Pasażerowie wolno gramolą się ze swoich miejsc. Gapie obserwują sytuację. Nikomu nic się nie stało. Za chwilę rozpocznie się uroczystość na którą przybyliśmy. Skupiła ona wielu wiernych. Gościem honorowym był nuncjusz papieski.  Siedząc na murku po mszy przed kościołem usiłowałam wsłuchać się w gwar rozmów chcąc wyłonić polskie słowa. Dużo starszych kobiet, skromnie ubranych, ale żadna z nich nie mówi po polsku. Takie trochę rozczarowanie. Niespodziewanie zostaliśmy zaproszeni na obiad przygotowany w klasztorze. Spożyliśmy go w refektarzu wraz z klerykami i gośćmi. A po nim propozycja – a może byśmy tak pojechali do Kijowa ? Dylemat czy iść na cmentarz czy jechać do Kijowa należało szybko rozwiązać. A jednak Kijów. 140 km dalej na wschód . Krajobraz już inny od podolskiego, wołyńskiego taki bardziej podobny do naszego. Jadąc myślę, że będę dalej niż na Kresach . A Kijów to całkiem inna opowieść. Jest olbrzymi, połyskujący złotem licznych kopuł cerkiewnych, to Majdan i piękny, szeroki Dniepr.