..”Znów
są
to
dalekie
powiaty
marzeń,
doliny
srebrne,
zieleni
i
rdzy...’
Józef
Maślinski
Trzy
lata
temu
wrześniową
porą
w
naszym
mieście
miało
miejsce
niecodzienne
zdarzenie.
Ci
z
mieszkańców
Łańcuta
i
okolic,
którzy
nie
byli
poinformowani
o
mającej
się
odbyć
uroczystości
ze
zdziwieniem
obserwowali
jej
przebieg.
Pozostali
zaś
już
wcześniej
przygotowali
się
na
tę
okoliczność
zajmując
dogodne
miejsca
przy
drodze
przejścia
niebywałego
orszaku.
Nie
chcąc
dłużej
pozostawiać
czytelnika
w
niepewności
i
domysłach
wyjaśniam,
że
chodzi
mi
o
uroczystość
sprowadzenia
do
Łańcuta
prochów
ś.p.
Jerzego
Józefa
hr.
Potockiego
,jego
żony
Susany
Rosy
Iturregui
y
Orbegoso
,
Alfreda
Antoniego
hr.
Potockiego
IV
Ordynata
Łańcuckiego
i
Elżbiety
Marii
Matyldy
z
ks.
Radziwiłłów
żony
Romana
hr.
Potockiego.
Uroczysty
kondukt,
który
wyruszył
spod
zamku
prowadził
ksiądz
Dziekan
Władysław
Kenar.
Poprzedzała
go
kompania
reprezentacyjna
Podhalańczyków
,
sprowadzona
na
tę
okazję
ze
względu
na
fakt
,
iż
Jerzy
hr.
Potocki
był
adiutantem
Marszałka
Józefa
Piłsudskiego.
Cztery
trumny
na
specjalnie
przygotowanym
na
tę
okazję
karawanie
ciągniętym
przez
parę
koni
przykuwały
wzrok
patrzących.
Za
nimi
rodzina,
przedstawiciele
lokalnych
władz
i
pozostali
uczestnicy
pogrzebu
w
skupieniu
zmierzali
w
stronę
łańcuckiej
Fary.
Piszę
o
tym
wszystkim
nie
bez
powodu
,
gdyż
wspomnienia
z
którymi
chcę
się
z
Państwem
podzielić
pośrednio
dotyczą
właśnie
tego
wydarzenia.
W
czasie
swoich
podróży
po
Ukrainie
dwukrotnie
bowiem
zawitałam
do
Pomorzan
,
których
ostatnim
właścicielem
był
Jerzy
hr.
Potocki.
W
1939
r.
zamek
wraz
z
majątkiem
podzielił
losy
kresowych
rezydencji.
Pomorzany
położone
w
obwodzie
lwowskim,
oddalone
17
kilometrów
od
Zborowa
sięgają
swoją
historią
do
XIVw.
Pierwotnie
należały
do
rodu
Świnków,
następnie
do
Sienińskich,
Sobieskich,
Radziwiłłów
i
Pruszyńskich.
Za
czasów
polskich
uważano
je
za
znaczniejszy
gród
Podola.
Podupadły
w
okresie
galicyjskim.
Zamek
i
miasteczko
zostało
zniszczone
w
czasie
I
wojny
światowej.
Remont
obiektu
rozpoczął
Jerzy
Potocki.
Tak
oto
opisuje
zamek
w
Pomorzanach
Mieczysław
Orłowicz
w
„
Przewodniku
po
Galicji”
wydanym
w
1914r.–
„
Zbudowany
w
XVI
w.
był
dawniej
dookoła
oblany
wodą.
Często
niszczyli
go
Tatarzy.
W
XVIII
w.
był
rezydencją
Pruszyńskich;
istniała
tu
wspaniała
biblioteka,
galerya
obrazów,
zbiór
sztychów,
nawet
i
archiwum,
co
potem
poszło
w
rozsypkę.
Z
zamku
zachowało
się
obecnie
tylko
dwupiętrowe
skrzydło
południowe
i
wschodnie,
własność
hr.
Romana
Potockiego.”
(
ojca
Jerzego
).
Mój
związek
z
Pomorzanami
jest
dość
specyficzny
.
Pierwszy
raz
dotarłam
do
tego
miejsca
kilka
lat
temu.
Właściwie
była
to
świadomie
zaplanowana
podróż
.
Tyle
tylko
,
że
nie
do
końca
byłam
zorientowana,
że
jako
łańcucianka
będę
poruszać
się
po
dawnych
dobrach
Potockich.
Od
samego
początku
zostałam
zauroczona
tym
miejscem.
Już
sama
droga
wiodąca
do
Pomorzan
zapisała
się
w
mej
pamięci
bardzo
wyraźnie.
Dojazd
od
Zborowa
jest
bowiem
niezwykle
ciekawy
pod
względem
krajobrazowym.
W
mojej
pamięci
pozostaje
ciągle
piękno
tamtejszej
przyrody
,
droga
wijąca
się
w
wąwozie,
gdzieniegdzie
ubogie
wioski,
gęsi
pasące
się
na
łąkach
i
zieloność
traw
mimo,
iż
byliśmy
tam
jesienną
porą.
Rzeczywistość
jednak
to
także
nierówna,
wyboista
,
ciężka
do
pokonania
szosa.
Różne
drogi
poznałam
już
na
Ukrainie
,
ale
ta
naprawdę
nie
należy
do
najłatwiejszych,
nawet
w
opini
Ukraińców.
Jak
mówi
przysłowie
z
tamtych
okolic
„
Naczalis
jamy
naczalis
Pomoriany”
tzn.
zaczęły
się
dziury
na
drodze
to
jesteśmy
w
Pomorzanach.
Święte
słowa,
oddające
całą
prawdę.
Jadąc
do
Pomorzan
miałam
okazję
usłyszeć
krótką
historię
zamku
opowiedzianą
przez
mieszkańca
miasteczka,
który
zna
ją
z
opowiadań
rodzinnych.
...”Otóż
zamek
w
czasie
II
wojny
nie
został
zniszczony.
Po
wojnie
mieściła
się
w
nim
szkoła,
aż
do
czasu
kiedy
państwo
wybudowało
nowy
budynek.
Nie
przypadł
on
do
gustu
mieszkańcom
ponieważ
warunki
w
nim
panujące
były
gorsze
niż
w
pałacu.
Nie
podobało
się
to
miejscowej
władzy,
bo
jakże
magnacka
rezydencja
może
być
lepsza
od
komunistycznej
szkoły
i
któregoś
dnia
zamek
spłonął.
W
tej
sytuacji
nauka
musiała
rozpocząć
się
w
nowym
lokum...”
Nie
wiem
dokładnie
kiedy
zamek
uległ
podpaleniu,
ale
wierzę
,
że
nasz
rozmówca
mówił
prawdę
opowiadając
nam
tę
historię.
Sam
zamek
położony
jest
na
lekko
wzniesionym
terenie,
nieopodal
rzeki
Złotej
Lipy.
Do
dziś
zachowało
się
skrzydło
wschodnie
,
okrągła
baszta
ogniowa
północno-wschodnia,
wieloboczna
baszta
południowo-
wschodnia
oraz
południowe
skrzydło
pałacowe
z
galerią
od
stron
dawnego
dziedzińca,
na
parterze
wspartą
na
sześciu
arkadach
filarowych
,
na
piętrze
ze
smukłymi
kolumienkami,
dźwigającymi
wydatny
okap
dachu.
Na
osi
galerii
znajdują
się
schody
na
pierwsze
piętro,
teraz
dziurawe
o
mało
nie
wpadłam
w
jej
czeluść
podziwiając
arkady.
Zresztą
chodząc
po
budynku
należy
zachować
ostrożność
bo
podłogi
na
piętrze
mają
dziury
przez
które
śmiało
może
przelecieć
człowiek.
W
sumie
zamek
przestawia
widok
dość
opłakany
.
Wprawdzie
istnieje
dach,
ale
np.
brakuje
okien,
z
których
pozostały
tylko
framugi.
Nie
ma
żadnego
zamknięcia
.
Wydaje
się
,
że
nikt
nie
pilnuje
obiektu,
chociaż
będąc
drugim
razem
w
Pomorzanach
zauważyliśmy,
że
ktoś
pomieszkuje
na
tyłach
zamku
,
ale
nie
rozmawialiśmy,
bo
osoba
była
w
stanie
wskazującym
na
spożycie.
Obchodząc
obiekt
na
około
można
wyobrazić
sobie
,
że
kiedyś
przedstawiał
się
naprawdę
okazale.
Stare,
teraz
nieliczne
już
drzewa
otaczające
rezydencję
wskazują,
że
kiedyś
musiał
istnieć
tu
piękny
park.
Co
ciekawe
podziwiając
położenie
i
bryłę
budynku
z
różnych
stron
można
odnieść
wrażenie
,
że
spotkało
się
ideał
sztuki
architektonicznej.
Podsumowując
swoje
wspomnienia
żałuję,
że
tak
piękne
miejsce
sukcesywnie
znika,
być
może
bezpowrotnie.
Będąc
znów
na
Ukrainie
postaram
się
zaglądnąć
tam
jeszcze
raz
.
|