KRESYCMENTARZ W ZBARAŻUKSIĘGA GOŚCIKONTAKTFUNDACJA LONGINUS
ZALESZCZYKIZBARAŻ VI 2004ŚWIRZPOMORZANYKresowe nekropolieŚWIĘTABRZEŻANYOLESKOZBARAŻ V 2005TREMBOWLALWÓW 26 VI 2001KRZEMIENIECZBARAŻ X 2005CHOCIMCZORTKÓWWIŚNIOWIECKościół w ZbarażuBUCZACZZBARAŻ VI 2006ZBARAŻ VII 2006ŻYTOMIERZPODHORCEJAZŁOWIECKAMIENIEC POD.ZBARAŻ X 2007BEREZOWICA MŁ.ŻÓŁKIEWŁUCK Alina Skrzypczak

Moje podróże po Kresach

POMORZANY

 

..”Znów są to

    dalekie powiaty marzeń,

    doliny srebrne, zieleni i rdzy...’

                 Józef Maślinski      

                Trzy lata temu wrześniową porą w naszym mieście miało miejsce niecodzienne zdarzenie. Ci z mieszkańców Łańcuta i okolic, którzy nie byli poinformowani o mającej się odbyć uroczystości ze zdziwieniem obserwowali jej przebieg. Pozostali zaś już wcześniej przygotowali się na tę okoliczność zajmując dogodne miejsca przy drodze przejścia niebywałego orszaku.

                  Nie chcąc dłużej pozostawiać czytelnika w niepewności i domysłach wyjaśniam, że chodzi mi o uroczystość sprowadzenia do Łańcuta prochów ś.p. Jerzego Józefa hr. Potockiego ,jego żony Susany Rosy Iturregui y Orbegoso , Alfreda Antoniego hr. Potockiego IV Ordynata Łańcuckiego i Elżbiety Marii Matyldy z ks. Radziwiłłów żony Romana hr. Potockiego.

                 Uroczysty kondukt, który wyruszył spod zamku prowadził ksiądz Dziekan Władysław Kenar. Poprzedzała  go kompania  reprezentacyjna Podhalańczyków , sprowadzona na tę okazję ze względu na fakt , iż Jerzy hr. Potocki był adiutantem Marszałka Józefa Piłsudskiego. Cztery trumny na specjalnie przygotowanym na tę okazję karawanie ciągniętym przez parę koni przykuwały wzrok patrzących. Za nimi rodzina, przedstawiciele lokalnych władz i pozostali uczestnicy pogrzebu w skupieniu zmierzali w stronę łańcuckiej Fary.

                    Piszę o tym wszystkim nie bez powodu , gdyż wspomnienia z którymi chcę się z Państwem podzielić pośrednio dotyczą właśnie tego wydarzenia. W czasie  swoich podróży po Ukrainie dwukrotnie bowiem zawitałam do Pomorzan , których ostatnim  właścicielem był  Jerzy hr. Potocki. W 1939 r. zamek wraz z majątkiem podzielił losy kresowych rezydencji.

Pomorzany położone w obwodzie lwowskim, oddalone 17 kilometrów  od Zborowa sięgają swoją historią do XIVw. Pierwotnie należały do rodu Świnków, następnie do Sienińskich, Sobieskich, Radziwiłłów i Pruszyńskich. Za czasów polskich uważano je za znaczniejszy gród Podola. Podupadły w okresie galicyjskim. Zamek i miasteczko zostało  zniszczone w czasie I wojny światowej. Remont obiektu rozpoczął Jerzy Potocki. Tak oto opisuje zamek w Pomorzanach Mieczysław Orłowicz w „ Przewodniku po Galicji” wydanym w 1914r.– „ Zbudowany w XVI w. był dawniej dookoła oblany wodą. Często niszczyli go Tatarzy. W XVIII w. był rezydencją Pruszyńskich; istniała tu wspaniała biblioteka, galerya obrazów, zbiór sztychów, nawet i archiwum, co potem poszło w rozsypkę. Z zamku zachowało się obecnie tylko dwupiętrowe skrzydło południowe i wschodnie, własność hr. Romana Potockiego.” ( ojca Jerzego ).

                 Mój związek z Pomorzanami jest dość specyficzny . Pierwszy raz dotarłam do tego miejsca kilka lat temu. Właściwie była to świadomie zaplanowana podróż . Tyle tylko , że nie do końca byłam zorientowana, że jako łańcucianka będę poruszać się po dawnych dobrach Potockich. Od samego początku zostałam zauroczona tym miejscem. Już sama droga wiodąca do Pomorzan  zapisała się w mej pamięci bardzo wyraźnie. Dojazd od Zborowa jest bowiem niezwykle ciekawy pod względem  krajobrazowym.

W mojej pamięci pozostaje ciągle piękno tamtejszej przyrody , droga wijąca się  w wąwozie, gdzieniegdzie ubogie wioski, gęsi pasące się na łąkach i zieloność traw mimo, iż byliśmy tam jesienną porą. Rzeczywistość jednak to także nierówna, wyboista , ciężka do pokonania szosa. Różne drogi  poznałam już na Ukrainie , ale ta naprawdę nie należy do najłatwiejszych, nawet w opini Ukraińców. Jak mówi przysłowie z tamtych okolic „ Naczalis jamy naczalis Pomoriany” tzn. zaczęły się dziury na drodze to jesteśmy  w Pomorzanach. Święte słowa, oddające całą prawdę. Jadąc do Pomorzan miałam okazję usłyszeć krótką historię zamku  opowiedzianą przez mieszkańca miasteczka, który zna ją z opowiadań  rodzinnych. ...”Otóż zamek w czasie II wojny nie został zniszczony. Po wojnie mieściła się w nim szkoła, aż do czasu kiedy państwo wybudowało nowy budynek. Nie przypadł on do gustu mieszkańcom ponieważ warunki w nim panujące były gorsze niż w pałacu. Nie podobało się to miejscowej władzy, bo jakże magnacka rezydencja może być lepsza od komunistycznej szkoły  i któregoś dnia zamek spłonął. W tej sytuacji nauka musiała rozpocząć się w nowym lokum...” Nie wiem dokładnie kiedy zamek uległ podpaleniu, ale wierzę , że nasz rozmówca mówił prawdę opowiadając nam tę historię.

                   Sam zamek położony jest na lekko wzniesionym terenie, nieopodal rzeki Złotej Lipy. Do dziś zachowało się skrzydło wschodnie , okrągła baszta ogniowa północno-wschodnia, wieloboczna baszta południowo- wschodnia oraz południowe skrzydło pałacowe z galerią od stron dawnego dziedzińca, na parterze wspartą na sześciu arkadach filarowych , na piętrze ze smukłymi kolumienkami, dźwigającymi wydatny okap dachu. Na osi galerii znajdują się schody na pierwsze piętro, teraz dziurawe o mało nie wpadłam w jej czeluść podziwiając arkady. Zresztą chodząc po budynku należy zachować ostrożność bo podłogi na piętrze mają dziury przez które śmiało może przelecieć człowiek. W sumie zamek przestawia widok  dość opłakany . Wprawdzie istnieje dach, ale np. brakuje okien, z których pozostały tylko framugi. Nie ma żadnego zamknięcia . Wydaje się , że nikt nie pilnuje obiektu, chociaż będąc drugim razem w Pomorzanach zauważyliśmy, że ktoś pomieszkuje na tyłach zamku , ale nie rozmawialiśmy, bo osoba była w stanie wskazującym na spożycie. Obchodząc obiekt na około można wyobrazić sobie , że kiedyś przedstawiał się naprawdę okazale. Stare, teraz nieliczne już drzewa otaczające rezydencję wskazują, że kiedyś musiał istnieć tu piękny park. Co ciekawe podziwiając położenie i bryłę budynku z różnych stron można odnieść wrażenie , że spotkało się ideał  sztuki architektonicznej.

               Podsumowując swoje wspomnienia żałuję, że tak piękne miejsce sukcesywnie  znika, być może bezpowrotnie. Będąc znów na Ukrainie postaram się zaglądnąć tam jeszcze raz .