KRESYCMENTARZ W ZBARAŻUKSIĘGA GOŚCIKONTAKTFUNDACJA LONGINUS
ZALESZCZYKIZBARAŻ VI 2004ŚWIRZPOMORZANYKresowe nekropolieŚWIĘTABRZEŻANYOLESKOZBARAŻ V 2005TREMBOWLALWÓW 26 VI 2001KRZEMIENIECZBARAŻ X 2005CHOCIMCZORTKÓWWIŚNIOWIECKościół w ZbarażuBUCZACZZBARAŻ VI 2006ZBARAŻ VII 2006ŻYTOMIERZPODHORCEJAZŁOWIECKAMIENIEC POD.ZBARAŻ X 2007BEREZOWICA MŁ.ŻÓŁKIEWŁUCK Alina Skrzypczak

Moje podróże po Kresach

TREMBOWLA

 

 

„ Więzów i hańby sama myśl zelżywa

 Obraża zacność wolnej Podolanki,

    Swoje więc dziecię na rękę porywa,

    Jak Scytów niegdyś w Tauryce kapłanki,

    Srogie dla wrogów dwa chwyciwszy noże,

    Wielki! ( zawołała ) moich ojców Boże,

     I wy ich cienie! macie dwie ofiary...”

 

 

Tak oto wczesnoromantyczny poeta Tymon Zaborowski opisywał scenę obrony Trembowli od najazdu tureckiego w 1675 roku oraz postać Anny Doroty Chrzanowskiej żony pułkownika wojsk koronnych Jana Samuela, dowódcy twierdzy. Przez kilkanaście dni, aż do odsieczy Jana III Sobieskiego dwustuosobowa załoga mężnie odpierała szturmy wrogiej armii. Bohaterką owej obrony okazała się Dorota Chrzanowska, która odkrywszy spisek części załogi, zamierzającej poddać zamek, postanowiła czynnie włączyć się w jego obronę.  W najtrudniejszych momentach walki wsławiła się niebywałą odwagą. Legenda mówi, iż nosiła dwa noże i groziła, że jednym zabije siebie, a drugim męża jeśli ten podda zamek niewiernym. W efekcie jej postawy mąż rok później został nobilitowany za swe bohaterskie czyny do stanu szlacheckiego, wywodził się bowiem ze stanu mieszczańskiego. Samej zaś Dorocie wzniesiono pomnik na zamku, po którym do dzisiaj niewiele pozostało.

Znając tę historie nie należy się dziwić, że dążyłam do tego, aby zobaczyć to historyczne, a zarazem legendarne miejsce. Trembowla licząca dziś około 14 tyś. mieszkańców leży w dolinie rzeczki Gniezny, dopływu Seretu, 33 km na płd. od Tarnopola. Ma bardzo długą i ciekawa historię. Jest to jeden z najstarszych grodów ruskich na Podolu. W XIV w. włączony przez Kazimierza Wielkiego do Polski. Przez kilka wieków żył w ciągłym zagrożeniu wojnami i najazdami ze strony tureckiej, tatarskiej czy kozackiej. W okresie rozbiorów Trembowla znalazła się w zaborze austriackim, a po odzyskaniu niepodległości wróciła do Polski. W I połowie XX w. Polacy stanowili 40 % ludnosci miasta, 33 % to Ukraińcy i 28%  Żydzi. Zwiedzałam i przejeżdzałam przez Trembowlę kilka razy. Oczywiście najbardziej w pamięci utkwiła mi pierwsza podróż. Jak zwykle w początkach naszych wypraw na Ukrainę nasycona przeróżnymi niespodziankami i ciekawymi obserwacjami. Jechaliśmy samochodem kierowanym przez naszego znajomego. Wjeżdżając do Trembowli po raz pierwszy tylko teoretycznie wiedziałam, co chcę zobaczyć. Wszyscy bacznie wypatrywaliśmy gdzie posadowiony jest zamek. Mimo to pojechaliśmy za daleko i dopiero odwracając się w aucie za siebie ujrzeliśmy zarysy ruin zamku na wysokim wzniesieniu, gęsto porośniętym drzewami. Teraz wystarczyło już tylko znaleźć dogodną drogę dojazdu czy dojścia. Mieliśmy nadzieję, że nie będziemy musieli wspinać się pieszo na wzgórze zamkowe. Szczęście nam dopisało. Pytając przechodniów- "kuda na zamok" ? – udaliśmy się we właściwym kierunku. Jeszcze tylko przejazd kolejowy i tu pierwsza niespodzianka. Szlabany opuszczone do połowy, ani otwarte, ani zamknięte. Czekamy minutę, dwie, pięć...a tu nic. Ani pociągu, ani nikt nie podnosi rampy. W końcu z naprzeciwka nadjeżdża samochód, pomału wciska się pod rampy i przejeżdża koło nas. Potem jeszcze drugi. Zdezorientowani patrzymy na siebie, pytam naszego przyjaciela z Ukrainy - jak to? Pewno tak tu się przejeżdża. Małpujemy więc innych i już jesteśmy po drugiej stronie. Potem krętą, błotnistą ledwo przejezdną drogą pod górę. I gdy już nam się wydaje, że podjeżdżamy całkiem blisko pod zamek nagle przed nami wyrasta żelazna zapora. Tym razem szlaban opuszczony i zamknięty na klucz. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby obok nie stała budka ( podobna do dróżniczej), przy której spał pies. Wszystko wskazywało na to, że ktoś pobiera tu opłaty na dalszy wjazd. Czekamy więc może ktoś wyjdzie z zabudowań obok. Rozglądamy się wokoło, ani żywego ducha, nawet pies taki jakiś leniwy niby pilnuje, ale ledwo łeb podnosi, nie szczeka i śpi. W końcu wzrok nasz ponownie pada na szlaban. Jednocześnie przychodzi ta sama myśl. Przecież jest on tak wysoko umieszczony, że w zasadzie nie trzeba go podnosić. Samochód osobowy w sam raz się zmieści pod nim. Przejeżdżamy powoli i dopiero wtedy pojawia się jakiś człowiek w oddali i woła, że nie można, ale jedźcie jak chcecie i przyjaźnie macha ręką. Wszystko takie jakieś surrealistyczne. W końcu docieramy pod zamek. Przechodzimy górą po murach zewnętrznych. Wyobraźnia pozwala na przedstawienie sobie pierwotnego wyglądu miejsca. Dzisiaj są to już tylko ruiny niszczejące sukcesywnie. Z satysfakcją podziwiamy zaś wspaniały widok na miasto i okolicę. Jest to jedna z większych przyjemności zwiedzania. Potem z mężem zawsze dyskutujemy, która panorama była ładniejsza , ta z Trembowli, a może z Buczacza czy Krzemieńca ?

Przeglądając w książkach stare fotografie i ryciny z Kresów natrafiłam na zdjęcie zamku w Trembowli. Kiedyś naprawdę przedstawiał się znakomicie i dostojnie. Wzgórze nie było tak porośnięte drzewami, mury nie tak zniszczone, okazalsze. Zamek w Trembowli stracił strategiczne znaczenie i podupadł w XVIII w. Do dzisiaj zachowały się mury obronne i baszty. Brak czasu nie pozwolił nam na dłuższy pobyt w mieście. Zresztą odbywała się w nim jakaś uroczystość przy cerkwi i nie można było znaleźć miejsca do parkowania. Barwny korowód procesji pożegnaliśmy ostatnim spojrzeniem. Pojechaliśmy dalej na południe - na Czortków.