KRESYCMENTARZ W ZBARAŻUKSIĘGA GOŚCIKONTAKTFUNDACJA LONGINUS
ZALESZCZYKIZBARAŻ VI 2004ŚWIRZPOMORZANYKresowe nekropolieŚWIĘTABRZEŻANYOLESKOZBARAŻ V 2005TREMBOWLALWÓW 26 VI 2001KRZEMIENIECZBARAŻ X 2005CHOCIMCZORTKÓWWIŚNIOWIECKościół w ZbarażuBUCZACZZBARAŻ VI 2006ZBARAŻ VII 2006ŻYTOMIERZPODHORCEJAZŁOWIECKAMIENIEC POD.ZBARAŻ X 2007BEREZOWICA MŁ.ŻÓŁKIEWŁUCK Alina Skrzypczak

Nasze podróże po Kresach

BEREZOWICA MAŁA

 

...” U północno – wschodniego podnóża Krajnego Kamienia leży przy szosie ze Zbaraża do Załoziec wieś Berezowica Mała. Przed II wojną światową dwie trzecie jej mieszkańców stanowili Polacy. W nocy z 22 na 23 lutego 1944 r. uzbrojona grupa nacjonalistów ukraińskich zaatakowała polską ludność, mordując 131 osób... Była to jedna z największych zbrodni banderowskich w okolicach Tarnopola”...

– Grzegorz Rąkowski „ Podole”





Oglądając 11 lipca w TV obchody 65 – rocznicy zbrodni wołyńskiej popełnionej na polskiej ludności przez ukraińskich nacjonalistów zdecydowałam, że jest to odpowiedni moment, aby opisać swój ostatni wyjazd na Ukrainę w dniach od 26 czerwca do 1 lipca 2008 r. A właściwie tylko jedno niedzielne popołudnie. Jak to bywa w moim przypadku poznawanie dawnych polskich Kresów bardzo często obfituje w niespodziewane zbiegi okoliczności. Tak też można określić te kilka godzin, które przyszło mi spędzić wraz z mężem w Berezowicy Małej. Na pewno dla wielu osób nazwa tej małej wioski gdzieś tam na Ukrainie, kiedyś w Galicji Wschodniej na pograniczu Podola i Wołynia niewiele mówi. Wystarczy jednak wpisać nazwę w Internet, a jej straszna historia porazi nas swym okrucieństwem.

Niedzielne południe 29 czerwca w Zbarażu zapowiadało dość zmienną pogodę. Wychodząc po mszy w zbaraskim kościele w grupie około 30 osób – wiernych, parafian i wycieczki z Polski nie mieliśmy z mężem pomysłu na dalszą część dnia. Tym bardziej, że zaczął padać deszcz. Dopiero ojciec Berard – proboszcz tutejszej parafii zaproponował, abyśmy pojechali zobaczyć pomnik pomordowanych w 1944 r. Polaków we wsi Berezowica Mała mający niebawem być poświęcony. Ponieważ już wcześniej tematyka złożonych stosunków polsko – ukraińskich była nam dobrze znana, postanowiliśmy udać się w to miejsce. Dojazd własnym środkiem lokomocji nie przysparzał kłopotów. Kilkanaście kilometrów od Zbaraża nawet dobrą drogą pokonaliśmy szybko. Przecinając główną szosę Tarnopol – Krzemieniec wjechaliśmy na drogę do Załoziec. Pogoda „ jak ręką odjął ” poprawiła się natychmiast. Uzbrojona w wiedzę o tragicznym losie mieszkańców wsi z mieszanymi uczuciami podziwiałam piękny krajobraz po obu stronach drogi – pofałdowany teren, przechodzący na północy w równinę zapowiadającą Wołyń. Malownicze jeziorko w centrum wioski, kaczki, konie, bydło to widok codzienny tej części Ukrainy, miły oku mieszczucha. Spokój, brak ruchu samochodowego zapowiadałby udany wypoczynek dla turystów, których tu jednak nie uświadczysz. Mijając kilka wiosek kierując się mapą wiem, że za chwilę powinnam zobaczyć pierwsze zabudowania Berezowicy. Jedziemy dolinką po obu stronach niewielkie wzgórza, sielski widok. W końcu wjeżdżamy w wioskę, która wydaje się być posadowiona po prawej stronie, jak później okazało się w układzie tarasowym. Nie wiem czy nie zmieniła swojego układu od czasu wojny. Zastanawiam się jeżeli tak, to na ile jest rozpoznawalna dla dawnych mieszkańców którzy opuścili ją kilkadziesiąt lat temu. W końcu część jej uległa spaleniu przez UPA. Nie orientuję się gdzie mogę znaleźć pomnik ku czci pomordowanych Polaków. Nigdzie żadnych znaków nakierunkowujących. Może na cmentarzu polskim, ale czy takowy jeszcze istnieje? Kościoła rzymsko – katolickiego nie ma. Z doświadczenia wiem, że w takiej sytuacji najlepiej szukać miejsca najbardziej zarośniętego, jeżeli ma się dotrzeć do cmentarza. Po opuszczeniu w 1945 r. tych ziem przez Polaków w wyniku przesunięcia granic Polski ze wschodu na zachód miejsca pochówku jeżeli się zachowały to przedstawiają opłakany obraz – zniszczone groby w wielkim zielonym buszu. Wiem, co piszę widziałam opuszczone polskie cmentarze na Ukrainie. A jeden z nich w Zbarażu o 3 ha powierzchni od kilku lat wraz z młodzieżą ze Szkoły Wojskowej w Łańcucie doprowadzamy do porządku w ramach stworzonego przeze mnie i męża programu ratowania polskich nekropolii na Wschodzie. Znalezienie pomnika nie jest łatwe. Najpierw trafiamy na cmentarz przy cerkwi. Kilka grobów z polskimi nazwiskami i tyle. Jeździmy po wsi, gruntowymi drogami mocno sfatygowanymi, ani śladu miejsca naszego celu. Po 30 minutach postanawiamy spytać kogoś starszego o polski cmentarz – zakładając, że takowy jest, a na nim być może szukany pomnik. Starsza kobieta bez trudu tłumaczy gdzie mamy jechać - Na koniec wsi, w lesie. Jedziemy i dalej nic nie widzimy. Dopiero po kolejnej rundzie, między drzewami mignęły mi pojedyncze pomniki. Teraz wiem, że to tu znajduje się cmentarz, ale czy i poszukiwany pomnik tego nie jestem pewna. Nie pytaliśmy napotkanej babci o pomnik pomordowanych tylko o cmentarz. Podjeżdżamy bliżej, od tyłu. Ani żywej duszy. Wchodzimy z bocznej drogi w nikłą ścieżynkę, wśród traw dochodząc do dawnego polskiego cmentarza z wybijającym się na pierwszym planie pomnikiem ku czci pomordowanych. Widać, że ktoś wokoło pościnał trawę, przy okazji odsłaniając znaczną część starych pomników. Mimo to na cmentarzu jest wyjątkowo ciemno, ponuro i co tu mówić po prostu przygnębiająco. Stoję naprzeciw krzyża i dwóch tablic z wypisem 131 osób pomordowanych mężczyzn, kobiet, dzieci i starców 22 na 23 lutego 1944 r. Czytam całe rodziny, w myślach odmawiam „Wieczny odpoczynek racz im dać Panie...” Napis na krzyżu głosi „PAMIĘCI SPOCZYWAJĄCYCH TU OKOŁO 130 POLAKÓW MIESZKAŃCÓW WSI BEREZOWICA MAŁA ZAMORDOWANYCH NOCĄ Z 22 NA 23 LUTEGO 1944 ROKU NIECH SPOCZYWAJĄ W POKOJU RZĄD RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ RODZINY 2007”, to samo w języku ukraińskim. Potem okalam wzrokiem to, co pozostało po starym cmentarzysku, pojedyncze groby, z zachowanymi figurami. Od razu rodzi się w głowie myśl utrwalenia tego, co jeszcze pozostało. Zaczynamy spisywać groby, inskrypcje, robimy zdjęcia. Będzie to inwentaryzacja pozostałości z cmentarza. Podobną dokonaliśmy w Zbarażu spisując i utrwalając na kliszy ponad 1000 nagrobków z około 1500 nazwiskami i inskrypcjami pochowanych. Opracowanie to ma zostać wydane w formie książkowej. W Berezowicy Małej jest ich tylko 33. W trakcie spisywania zrywa się nagle tak silny wiatr, że uciekamy do auta obserwując pogodę, która zapowiada potężną burzę. Granatowe chmury nadciągają nad wieś, ale deszcz nie spadnie. Wracamy na cmentarz dokończyć pracę. W międzyczasie od strony głównej drogi słyszymy nawoływania w naszą stronę. Starsza kobieta coś od nas chce. Mąż podchodzi bliżej, dowiedzieć się o co chodzi. Okazuje się, że nas szukała widząc, ze jeździmy po wsi dość długo i domyśliła się gdzie chcemy trafić. Nie widząc samochodu przy głównej drodze myślała, że nie znaleźliśmy cmentarza i chciała nas do niego zaprowadzić. Dziękujemy pięknie za chęć pomocy. Niedługo potem wracamy do Zbaraża. Ciągle nachodzą mnie myśli jak to możliwe takie ładne, spokojne miejsce, a z taką przeszłością. Jak tu żyć ludziom z taką świadomością ?

 




Wspomnienia ocalałych mieszkańców wsi o tragicznych wydarzeniach z lutego 1944 r. :

Władysław Kubów – „ Banderowcy z 22 na 23 lutego, napadli na naszą wieś ogromną siłą, mordując nożami i piłami 131 osób: dzieci, kobiety i starców. 40 osób spalono. Po dokonaniu grabieży spalono też około 30 gospodarstw – przy czym palono tylko te domostwa, które nie były w sąsiedztwie z ukraińskimi... Bandy przyjechały od strony granicy wołyńskiej na przysiółek położony około jednego kilometra od wsi. Tu, by nie spłoszyć śpiącej wioski nie strzelano. Piotra Szewczuka siekierą porąbano na trzy części. Katarzynę Tomków, której mąż fornal zmarł na gruźlicę, wraz z siedmiorgiem małych dzieci zakłuto bagnetami. Janowi Nowakowskiemu siekierą odrąbano głowę poprzez zęby, przy nim leżała zakłuta jego żona...”



Maria Kozibroda z Wiśniowskich – „ W nocy z 22 na 23 lutego już spaliśmy, nagle ktoś pod oknem krzyczy: Marysiu śpicie, bo nasze już pomordowane. Wtedy ja i moi rodzice pozrywaliśmy się, włożyłam buty, bo w ubraniu zawsze spaliśmy, wybiegłam na dwór tylko w sukience... Wróciłam jednak, włożyłam męża futro... Pobiegliśmy wszyscy do sąsiada Kornelka. Tam już było więcej ludzi. Jak ta banda wpadła do niego to on jakoś się wymknął i uciekł tylko w koszuli, leciał przez całą wioskę i krzyczał: ludzie uciekajcie, bo moja rodzina już wymordowana... Patrzymy a na ulicy aż szaro od tych bandytów. Spotykam Franka Wiśniowskiego, który mówi że jego żona i dziecko już zamordowane... Była ostra zima, śniegu po pas i ja tym śniegiem przez sady i płoty uciekałam. Upadłam na kupę drzewa. Myślę sobie, niech mnie już tu zabiją. Dalej nie mogłam iść. Byłam bardzo zmęczona... byłam wtedy w ciąży. Na szczęście Ludwiślka i Stach Wiśniowscy też uciekali, wzięli mnie za rękę, wyciągnęli z rowu do lasu...”



Anotonina i Stanisław Kubów - ...”Zaczął się mord na chutorach od domu Kurylczuka. W straszny sposób została wymordowana jego rodzina i tylko on sam się uratował. Jego trzyletniego synka nadziano na bagnet i mimo płaczu i krzyku dziecka śmiali się i wymachując bagnetem mówili, że to jest polski orzeł. ...Gdyśmy usłyszeli krzyk to uciekaliśmy z jeszcze jedną rodziną na strych. Sąsiedzi też chcieli się do nas schować, lecz już nie było miejsca – poszli więc do stajni Sesiuka. Gdy Ukraińcy dowiedzieli się, że w stajni jest dużo ludzi, poszli tam i wyrąbawszy drzwi pomordowali ich, wrzucili parę wiązek słomy polanej benzyną i podpalili ją. Tylko czterech ludzi uratowało się, wyskoczyli oni ze strychu osmoleni i opaleni...”


Władysław Kubów „Polacy i Ukraińcy w Berezowicy Małej koło Zbaraża” – opis wsi po dokonanym mordzie ...”Poszliśmy oglądać wieś, wszędzie trupy i zgliszcza. Leżał pod domem zakłuty Jan Szymków, ojciec naszego kolegi Tadzika. W oborach i innych budynkach zwłoki były tak spalone, że nikogo nie można rozpoznać. Przyszedłem do domu mojego kolegi Franka Sowińskiego, jego mama i ojciec leżeli na podłodze obok siebie zastrzeleni, a Władka Sowińskiego kula dopadła, gdy usiłował przeskoczyć przez okno... Naprędce robiono trumny i zbierano zwłoki pobitych i szczątki spalonych ciał ludzkich i grzebano, razem z księdzem, na pobliskim cmentarzu we wspólnej mogile. Śpieszono się, bo nikt kto żywy nie chciał pozostać na noc we wsi – cmentarzu.”

Władysław Kubów, "Polacy i Ukraińcy w Berezowicy Małej koło Zbaraża wspomnienia" wydanie II Warszawa 1994