Styczniowy
„
niespodziewany”
atak
zimy
w
tym
roku
przypomniał
mi
wyjazdy
na
Ukrainę
tą
właśnie
porą.
Kilkakrotnie
w
ciągu
ostatnich
lat,
w
grudniu
i
w
styczniu
zwiedzaliśmy
z
mężem
wybrane
miejscowości
–
Zborów,
Krzemieniec,
Pomorzany
,
Brzeżany...
Mnie
osobiście
oprócz
wspomnień
z
tych
konkretnych
miejsc
utkwił
w
pamięci
zimowy
krajobraz
widziany
z
okien
samochodu.
Muszę
przyznać,
że
wybitnie
działający
na
wyobraźnię,
być
może
podsycaną
lekturą
przeczytanych
książek.
Wprawdzie
nigdy
nie
trafiliśmy
na
jakieś
wielkie
śniegi
i
mrozy,
ale
klimat
wydawał
mi
się
zawsze
bardziej
ostry,
wietrzny,
przenikający
człowieka
na
wskroś.
Być
może
wrażenie
to
potęgowało
zmęczenie.
Podróżując
zawsze
przemieszczaliśmy
się
naszym
samochodem,
więc
z
jednej
strony
pewna
samodzielność
,
ale
z
drugiej
i
obawa
,
że
kiedyś
coś
się
zepsuje
i
wtedy
dopiero
będziemy
mieli.
Polonez
to
jednak
„
dobre
auto”
na
te
warunki
,
zawsze
spisywał
się
bez
zarzutu.
Jazda
drogami
w
zimie
po
Ukrainie,
przynajmniej
tymi
głównymi
wcale
nie
jest
taka
trudna.
Wprawdzie
nie
sypią
na
nie,
ani
piasku,
ani
soli,
ale
drogi
szersze
niż
u
nas
,
w
tym
przypadku
ujeżdżone,
twarde
i
w
zasadzie
jedzie
się
nimi
lepiej
niż
w
lecie
bo
nie
czuć
dziur.
Nie
są
też
specjalnie
zasypane
może
dlatego,
że
wzdłuż
drogi
wysadzane
są
drzewa
,
które
ochraniają
ją
przed
nawiewem
śniegu
(
tak
to
tłumaczyli
mi
tamtejsi
nasi
znajomi
).Nie
widziałam
też
osłon
z
siatek
stawianych
u
nas
bardzo
często
wzdłuż
szos.
Zima
tam
działa
na
mnie
nostalgicznie
.
Przestrzeń
,
nieograniczoność,
połacie
białych
pól,
gdzieniegdzie
widok
czarnych
grud
ziemi
wystających
spod
śniegu
(
w
czasie
pierwszego
wyjazdu
specjalnie
zatrzymaliśmy
się,
aby
zobaczyć
i
dotknąć
ziemię
o
tak
u
nas
niespotykanym
kolorze;
kojarzy
mi
się
to
z
kosztowaniem
wody
w
Bałtyku
w
celu
sprawdzenia
czy
słona).
Jednym
z
moich
marzeń
we
wczesnym
etapie
wyjazdów
na
Ukrainę
było
zobaczenie
jej
i
utrwalenie
na
kliszy
fotograficznej
w
różnych
porach
roku.
Nie
mogąc
zaprezentować
wszystkich
zdjęć
długo
zastanawiałam
się
,
która
podróż
kojarzy
mi
się
najbardziej
z
zimą.
Wybrałam
–
Brzeżany.
Brzeżany
–
to
miasteczko
położone
w
dawnym
województwie
ruskim,
nad
rzeczką
o
wdzięcznej
nazwie
Złota
Lipa
(
dopływ
Dniestru
).
Jest
to
z
pewnością
pod
względem
turystycznym
i
krajobrazowym
jedno
z
najatrakcyjniejszych
miejsc
w
okręgu
Tarnopolskim.
86
km
na
płd.
–
wsch.
od
Lwowa
i
40
km
od
Tarnopola
liczy
obecnie
około
18
tyś.
mieszkańców.
W
„
Przewodniku
po
Galicji
„
M.
Orłowicza
czytamy,
iż
na
początku
XX
w.
..”
Brzeżany
liczyły
13
tyś.
mieszkańców,
w
tym
4600
Polaków,
3100
Rusinów
,
5300
Żydów”
„.
Miasto
rozłożone
jest
na
zboczach
wysokich
pagórków.
Szczególnie
stara
część
według
mnie
dość
dobrze
zachowana
sytuuje
się
właśnie
na
różnych
poziomach
,
wyżej
niż
zamek
posadowiony
na
bardziej
płaskim
terenie.
Dzieje
Brzeżan
związane
są
z
rodziną
Sieniawskich,
którzy
w
XVI
w.
doprowadzili
do
lokacji
miasta
,
chociaż
już
w
XIV
w.
istnieją
wzmianki
o
tym
miejscu.
Było
to
więc
miasto
prywatne
pod
rządami
jednej
ze
świetniejszych
rodzin
Rzeczpospolitej.
W
XVI
w.
Mikołaj
Sieniawski
,
późniejszy
wojewoda
ruski
i
hetman
koronny
pobudował
obronny
zamek
w
stylu
renesansowym.
Grząskie
podłoże
na
którym
stawiano
budowlę
wzmocniono
wbijając
wielką
ilość
dębowych
pali.
Na
nich
posadowiono
piwnice
o
bardzo
grubych
murach,
ze
sklepieniami
.
Mury
naziemne
wykonano
z
ciosów
odznaczających
się
również
znaczną
grubością.
W
tamtym
okresie
zamek
zaliczany
był
do
najważniejszych
twierdz
kresowych
.
Był
on
wielokrotnie
bezskutecznie
szturmowany
przez
wojska
kozackie,
tatarskie
i
tureckie.
Samo
miasto
stanowiło
także
ważny
ośrodek
handlu
między
Wschodem
a
Zachodem.
Kierowany
był
on
początkowo
przez
liczną
kolonię
ormiańską
sprowadzona
tu
przez
pierwszych
właścicieli
.
Od
końca
XVIII
w.
wypieranych
przez
napływającą
ludność
żydowską.
Pozostałościami
po
ich
bytności
jest
kościół
ormiański
i
synagoga.
Na
początku
XVIII
w.
po
śmierci
ostatniego
z
rodu
Sieniawskich
Brzeżany
przeszły
w
ręce
Czartoryskich,
Lubomirskich,
a
na
końcu
Potockich.
W
1772
roku
miasto
przypadło
Austrii.
I
wojna
to
czas
pożarów
i
zniszczeń.
W
okresie
międzywojennym
miasto
należało
do
Polski.
II
wojna
światowa
to
okupacja
sowiecka.
Ciekawostką
jest
fakt,
iż
w
Brzeżanach
urodził
się
Edward
Rydz
Śmigły.
Ten
krótki
rys
historyczny
ukazuje
nam
w
rzeczywistości
losy
typowego
miasteczka
wschodniego
pogranicza.
Z
bogactwem
kultur,
religii
,tradycji.
W
tym
miejscu
chciałabym
skupić
się
na
ukazaniu
swoich
obserwacji
dotyczących
stanu
obecnego
miasteczka
,
a
w
szczególności
zamku
,
a
właściwie
pozostałości
po
nim
.
Pierwsze
wrażenia
są
dość
przygnębiające.
Stare
ryciny
czy
obrazy
pozwalają
wyobrazić
sobie
,
że
zamek
był
kiedyś
naprawdę
imponujący.
Teraz
to
jednak
ruina
w
środku
starego
miasta.
Na
pierwszy
rzut
oka
najbardziej
zwróciły
moja
uwagę
wysokie
mury
okalające
większą
przestrzeń,
pobudowane
w
pięciobok.
Pod
zamek
podjechaliśmy
chyba
od
złej
strony
bo
na
wewnętrzny
dziedziniec
jak
pamiętam
weszliśmy
przez
dziurę
w
murze.
W
środku
teren
przedstawiał
się
dość
okazałe,
co
wskazywało
na
wielkość
i
znaczenie
obiektu
w
przeszłości.
Szliśmy
wewnątrz
wzdłuż
murów
,
mając
przed
sobą
widok
na
pozostałości
zamku
i
jak
potem
okazało
się
na
kościół
pw.
św.
Trójcy
w
stylu
włoskiego
renesansu.
To
właśnie
ten
fragment
przyciągał
nasz
wzrok
najbardziej.
Często
potykaliśmy
się
o
porozrzucane
fragmenty
murów
,
kamienie
,
jakieś
ozdobne
gzymsy
.
Uważając
,
aby
nie
upaść
czy
ewentualnie
nie
wpaść
do
odsłoniętej
części
piwnicznej
,
co
nota
bene
o
mało
nie
zdarzyło
mi
się
na
zamku
w
Chocimiu.
Zresztą
na
Ukrainie
chodząc
nawet
po
mieście
lepiej
jest
patrzeć
pod
nogi
bo
jak
wpadniesz
w
czeluść
odsłoniętej
studzienki
kanalizacyjnej
to
twoja
wina
.
Jak
mówi
ukraińska
anegdota
o
obcokrajowcu
który
przyjechał
zwiedzać
Ukrainę
i
wpadł
w
nieoznakowany
dół
na
środku
chodnika.
Z
pretensjami
udał
się
do
stosownych
władz.
Żali
się,
że
nie
było
żadnych
chorągiewek
przed
dołem.
No
co
urzędnik
tłumaczy
„-wjeżdżaliście
na
Ukrainę
–
tak
wjeżdżałem
–
i
na
przejściu
granicznym
była
taka
wielka
chorągiew
–
była
–
no
to
o
co
Wam
chodzi?”
Wracając
jednak
do
opisu
zamku
to
następnym
punktem
zwiedzania
było
wejscie
w
pozostałości
pomieszczeń.
I
tu
właśnie
najbardziej
było
mi
żal
.
Widok
zniszczeń
i
zdewastowania
permamentny.
Porobiliśmy
trochę
zdjęć.
Wnętrze
kaplicy
całkiem
zrujnowane.
Kiedyś
ozdobione
marmurowymi
i
alabastrowymi
nagrobkami
,
teraz
puste
dziury
z
zarysami
niszy
po
pomnikach
grobowych.
Jeszcze
na
początku
XX
w.
tak
opisuje
to
miejsce
M.
Orłowicz
...”
kaplica
zamkowa
św.
Trójcy
...
znajdują
się
w
niej
sławne
grobowce
Sieniawskich
,
godne
katedry
wawelskiej.
Jest
ich
pięć...W
tej
samej
kaplicy
dawny
ołtarz
z
czarnego
marmuru.
Kaplicę
pokrywa
kopuła
,
ozdobiona
płaskorzeźbą
w
stylu
barokowym,
które
w
ośmiu
polach
przedstawiają
patronów
rodziny
Sieniawskich.
Oświetla
ją
glorieta
z
herbem
Sieniawskich...kaplica
ta
przykuwa
widza
nagromadzonymi
tu
arcydziełami,
mnóstwem
po
mistrzowsku
wykonanych
szczegółów,
pięknością
linii
i
wdziękiem
układu,
omal
nie
padła
pastwą
ignorancji
i
wandalizmu.”
A
jednak
padła,
tylko
później.
Zachowały
się
płaskorzeźby
na
kopułach
,
pewno
dlatego,
że
wysoko
umieszczone.
Znacznie
później
dowiedzieliśmy
się,
że
zamek
wcale
nie
został
zniszczony
za
czasów
sowieckich.
Otóż
upadek
rozpoczął
się
już
w
czasach
austriackich
kiedy
to
polecono
rozebrać
część
obiektu.
W
poł.
XIX
w.
w
pomieszczeniach
zamku
umieszczono
koszary
potem
browar.
W
czasie
I
wojny
zniszczeniu
uległa
kaplica
,
a
w
1920
r.
wywieziono
do
Krakowa
sarkfagi
Sieniawskich,
cynowe
trumny
do
Pieskowej
Skały
,
a
nagrobki
z
piaskowca
do
Oleska
(
na
Ukrainie
).
II
wojna
doprowadziła
zamek
do
stanu
całkowitej
ruiny.
Teraz
trudno
byłoby
tak
wielki
obiekt
podnieść
do
użyteczności.
Odzwierciedleniem
stanu
obecnego
i
przeszłego
niech
będą
zamieszczone
porównawcze
fotografie
.
Na
zakończenie
przytoczę
zwrotkę
wiersza
niestety
bezimiennego
autora
,
na
którego
natknęłam
się
szukając
starych
zdjęć
w
internecie
,
mówiącą
o
Brzeżanach...
...
„
Często
zdarza
się
–
kiedy
zadumany
Snując
myślami
zdarzenia
przeszłości,
Zawsze
wspominamy
wpierw
–
moje
Brzeżany.
Miasto
kochane
–
ojczyznę
miłości
!
Widzę
je
pięknie
nad
stawem,
w
dolinie
Gdzie
złota
lipa
–
swą
wstęga
srebrzystą
Wśród
łąk
kobierca
–
gdzieś
daleko
płynie...”
|