Buczacz
to
miasto
szczególne
dla
Polaków
ze
względu
na
swe
historyczne
dzieje.
W
1672
r.
zawarty
został
w
nim
haniebny
dla
nas
traktat
z
Turcją.
Na
jego
mocy
odstąpiliśmy
Turkom
część
Podola
z
Kamieńcem.
Nie
pomogło
nawet
wysadzenie
części
twierdzy
kamienieckiej
przez
Wołodyjowskiego
i
Ketlinga
przedstawione
w
powieści
H.
Sienkiewicza
„
Pan
Wołodyjowski”
opisujące
tamte
wydarzenia
w
wersji
literackiej.
W
rzeczywistości
obiecaliśmy
również
płacić
coroczny
haracz
w
sumie
22
000
dukatów.
Było
to
niewątpliwie
wielkie
upokorzenie
dla
mejestatu
królewskiego,
braci
szlacheckiej
i
całego
państwa.
Zanim
doszło
do
podpisania
umów
potężna
270
000
armia
turecka
sułtana
Mehmeta
IV
stanęła
pod
murami
Buczacza.
Obroną
zamku
pod
nieobecność
męża
kierowała
Teresa
z
Cetnerów
Potocka
(
według
innych
źródeł
druga
żona
Jana
Potockiego
–
Urszula
z
Daniłłowiczów).
Jak
mówi
tradycja,
widząc
tragiczne
położenie,
dzielna
wojewodzina
wysłała
do
sułtana
posłów,
powiadamiając
go,
że
zamku
broni
kobieta
i
że
pokonanie
takiego
przeciwnika
sławy
mu
nie
przyniesie.
Turecki
monarcha
przerwał
oblężenie
i
udał
się
na
zamek.
Potocka
ofiarowała
mu
hojne
dary.
Rycerski
postępek
sułtana
stał
się
głośny
w
kraju.
Nowa
granica
państwa
podzieliła
Buczacz
na
dwie
części
–
polską
i
turecką.
Zamek
pozostał
w
Rzeczpospolitej.
Obserwując
te
wydarzenia
z
perspektywy
czasu
chciałoby
się
powiedzieć,
iż
był
to
początek
nadchodzącego
zmierzchu
potęgi
Rzeczypospolitej.
Tyle
historii.
Chociaż
muszę
się
szczerze
przyznać,
iż
wywarła
ona
znaczący
wpływ
na
moje
oglądanie
Buczacza.
Właściwie
to
nie
wiedziałam
czego
oczekiwać.
Sam
wyjazd
odbył
się
dość
nieoczekiwanie,
bez
zbytnich
przygotowań.
Po
prostu
udało
mi
się
tam
przy
okazji
pojechać.
Wjazd
do
miasta
od
strony
północnej
zapamiętałam
jakoś
taki
ściśnięty.
Dość
wąska
droga,
schodząca
w
dół,
po
obu
stronach
domy,
trochę
starych
kamienic,
na
lewo
pasmo
wzniesień
ograniczające
miasto.
Po
prawej
więcej
przestrzeni
i
znów
wzgórza
porośnięte
drzewami.
W
sumie
to
takie
wspomnienia
sprzed
kilku
lat,
luźne
spostrzeżenia,
przesuwające
się
obrazy.
Być
może
ktoś
znający
miasto
opisałby
je
inaczej.
Miasto
zwiedzałam
sama,
bez
jakiegokolwiek
przewodnika,
mapy,
nic.
Tylko
te
suche
fakty
zapamiętane
z
historii.
Zastanawiałam
się,
co
właściwie
mnie
czeka,
co
zobaczę.
Miałam
wielkie
szczęście.
Miejsce
w
którym
się
zatrzymaliśmy
z
mężem,
a
które
było
naszym
celem
–
to
zakład
fotograficzny
w
centrum
starego
miasta
na
wprost
starego
ratusza
w
stylu
rokokowym.
Jest
to
dwukondygnacyjna
budowla
na
planie
kwadratu,
zwieńczona
wysoką
na
35m
wieżą.
Wtedy
jeszcze
nic
nie
wiedziałam
o
jego
historii.
Już
w
Polsce
dowiedziałam
się,
że
ufundowany
został
przez
Mikołaja
Potockiego.
Wzniesiony
w
latach
1750-1751.
Kiedyś
ozdobiony
rzeźbami
–
przedstawiającymi
12
prac
Herkulesa.
Obecnie
zachowały
się
już
nieliczne,
bodaj
że
cztery
poniszczone,
zdekompletowane.
Najprawdopodobniej
ucierpiały
tak
w
czasie
pożaru
w
1865r.
Siedziałam
więc
sobie
popijając
wolniutko
kawę
popatrując
na
naprawdę
niezwykle
piękny
ratusz
i
dość
rozległy
plac
wokół
niego
zastanawiając
się
jak
uroczym
miejscem
dla
wypoczynku
byłoby
to
miejsce.
Niestety
brak
kawiarenek,
parasoli
i
ruchu
turystów
czynił
to
miejsce
puste
i
z
gruntu
nie
wykorzystane.
Zapytując
znajomego
z
Buczacza
dlaczego
nie
ma
w
tym
miejscu
kawiarni,
odparł
mi,
iż
–
jak
to,
nie
można
przecież
na
rynku
obok
ratusza
stoi
pomnik
i
prawo
tego
zakazuje
Spacer
po
mieście
rozpoczęłam
od
dokładnego
obejścia
placu
wokół
ratusza,
zrobiłam
kilka
zdjęć.
Potem
moją
uwagę
zwróciła
duża
budowla,
posadowiona
na
wzgórzu.
Okazało
się,
iż
był
to
klasztor
bazylianów.
Zanim
do
niego
doszłam
musiałam
przejść
przez
most
na
rzece
Strypa.
Kierując
wzrok
na
prawo
ujrzałam
na
wzniesieniu
ruiny
zamku.
Najpierw
jednak
weszłam
do
kościoła
przy
klasztorze
pw
Podwyższenia
Krzyża
Świętego.
Wielki
półmrok
otoczył
mnie
ze
wszystkich
stron,
nikogo
wewnątrz
tak,
że
zrobiło
mi
się
jakoś
nieswojo
i
szybko
zawróciłam
do
wyjścia.
W
sumie
nie
zapamiętałam
nic
z
wystroju.
Najładniejszy
widok
na
klasztor
rozpościera
się
ze
wzgórza
zamkowego.
Na
jego
szczyt
wspięliśmy
się
już
razem
z
mężem
i
znajomymi
idąc
wydeptaną
ścieżką
pod
dość
stromą
górę,
wzdłuż
linii
rzeki.
Okazało
się,
że
było
warto,
widok
na
miasto
jak
zwykle
w
takich
sytuacjach
był
interesujący.
Z
samego
zamku
niewiele
pozostało.
Szczątki
bramy,
zarysy
murów
obwodowych.
Wewnątrz
murów
tkwi
posadowiony
kilkunastometrowy,
drewniany
krzyż.
W
przeszłości
zamek
był
własnością
rodowa
Habdank
-
Buczackich.
Zburzony
w
1676r.
przez
Turków,
potem
odbudowany
przez
Mikołaja
Potockiego.
W
XIX
w.
został
sprzedany
na
materiał
budowlany.
Tyle
udało
mi
się
zwiedzić
w
ciągu
kilku
godzin.
Czytając
obecnie
w
przewodnikach
o
Buczaczu
wiem,
że
nie
wszędzie
dotarłam.
Część
czasu
poświęciłam
na
spacer
po
rynku,
ale
nie
tym
zabytkowym
tylko
handlowym.
Ponieważ
było
to
w
czasie
moich
pierwszych
wyjazdów
na
Ukrainę,
to
zawsze
pozwalałam
sobie
na
obserwacje
życia
ludzi.
Polegało
to
na
wchodzenie
w
zaułki,
podwórka,
targ.
Często
z
zamiarem
zrobienia
zdjęć
domom,
ludziom,
sytuacjom.
Niejednokrotnie
okazywało
się,
że
rezygnowalam
z
nich,
bo
się
wstydziłam,
bo
może
to
nieetyczne
robić
komuś
zdjęcie
tak
bez
zapytania,
czy
z
ukrycia.
W
rezultacie
pamiętam
dzisiaj
jakie
chciałam
zrobić
zdjęcie,
ale
fizycznie
go
nie
mam.
I
opowiadam
tylko,
że
widziałam
fajną
sytuację.
Obecny
Buczacz
liczy
dziś
około
12
tyś.
mieszkańców.
Położony
w
jarze
Strypy
należał
kiedyś
do
starych
grodów
ruskich.
W
XIV
w.
włączony
do
Polski
stanowił
potem
ważną
twierdzę
nadgraniczną,
powstrzymująca
ataki
Tatarów,
Turków
i
Kozaków.
Potem
były
zabory
i
rządy
austriackie,
aż
nadszedł
17
IX
1939r.
|