KRESYCMENTARZ W ZBARAŻUKSIĘGA GOŚCIKONTAKTFUNDACJA LONGINUS
ZALESZCZYKIZBARAŻ VI 2004ŚWIRZPOMORZANYKresowe nekropolieŚWIĘTABRZEŻANYOLESKOZBARAŻ V 2005TREMBOWLALWÓW 26 VI 2001KRZEMIENIECZBARAŻ X 2005CHOCIMCZORTKÓWWIŚNIOWIECKościół w ZbarażuBUCZACZZBARAŻ VI 2006ZBARAŻ VII 2006ŻYTOMIERZPODHORCEJAZŁOWIECKAMIENIEC POD.ZBARAŻ X 2007BEREZOWICA MŁ.ŻÓŁKIEWŁUCK Alina Skrzypczak

Moje podróże po Kresach

Tradycje świąt Bożego Narodzenia na Ukrainie

Droga w czasie Świąt, fot. 2001r.

Złoczów - jasełka w kościele, fot 2001r.

 

„Prawosławna Wigilia przypada w styczniu. W tym czasie na dachach domów , na cerkiewnych kopułach i błyszczących od lampek choinkach całej Ukrainy leży śnieg. W domach przygotowuje się wigilijną wieczerzę. W kącie izby ustawia się snop zboża,  na stół nakryty  białym obrusem gospodyni przynosi chleb upieczony w starym piecu, kutię własnej roboty, mączkę (gęsty  sos grzybowy), rybę i gołąbki nadziewane kaszą gryczaną i kartoflami. Na deser podaje się ciasto i smażone na oleju postne pączki. Zanim wszyscy zasiądą do stołu, trzeba podzielić się cerkiewną bułeczką – prosfora. W ten wieczór wszystkie prawosławne dzieci zamieszkałe na wsiach biegną do stodoły. Będą tam szukać podarków, które dobra Bozia zostawiła           w sianie. Przed świtem wszyscy pójdą do cerkwi. Nabożeństwo potrwa wiele godzin. Wieczorem we wsi wzmaga się ruch. Spotykają się rodziny i sąsiedzi. Dorośli zasiadają do stołu, dzieci biegną z sankami na drogę. W końcu grudnia w szkole wszyscy dzielą się opłatkiem i prosforą a potem mają ferie, które trwają do 10 stycznia – trzeciego dnia Bożego Narodzenia według kalendarza Juliańskiego. Jest to dla dzieci najweselszy dzień. Chłopcy przebierają się i chodzą od domu do domu         z przedstawieniem (tzw. Wertepem). Odgrywają kilka scen z życia Jezusa. W zamian dostają drobne pieniądze na słodycze. Tego dnia po  wsi wędrują również mężczyźni. Stają pod oknami, by śpiewać kolędy. Gospodarze wychodzą z pieniędzmi            i wódką. Pieniądze są na cerkiew, a wódka to poczęstunek w rewanżu za kolędy.

Mija Boże Narodzenie, ale wcale się nie kończy okres wschodnich świąt. Wkrótce gospodynie znów upieką chleb, usmażą pączki. W dzień Objawienia Pańskiego 19 stycznia pojadą wszyscy do najbliższej rzeki. Odbędzie się Jordan, batiuszka poświęci wodę, wierni nabiorą jej w baniaczki i zaniosą do domu. Będzie jak znalazł, gdy duchowny przyjdzie pokropić nią mieszkanie albo zachoruje ktoś z domowników...”

                   Podany opis przybliża nam atmosferę ukraińskich Świąt Bożego Narodzenia z końca XIX wieku. Wiele z tych tradycji przetrwało do dziś . Miałam okazję się o tym przekonać będąc kilkakrotnie na Ukrainie w okresie świątecznym . Wyjazdy te utkwił mi szczególnie żywo w pamięci . Rozmowy przy suto zastawionym stole , kolędy śpiewane przez domowników, wspominki starszyzny z czasów gdy Polska jeszcze tu gospodarzyła. Trzeba przyznać, że kolędy ukraińskie są bardzo piękne , a śpiewanie ich sprawia wszystkim dużo radości. Jedna kolęda utkwiła mi w pamięci mówiła bowiem o wolnej Ukrainie. W kontekście wydarzeń zachodzących obecnie na Ukrainie jest ona szczególnie aktualna . Być może gdy ukaże się ten artykuł nasi sąsiedzi będą się cieszyć pełnią wolności. Przysłuchując się raz to rzewnym raz wesołym melodiom odnosiłam wrażenie, że na Ukrainie ludzie ładniej i chętniej śpiewają niż w Polsce. Kobiety należą bardzo często do chóru przy cerkwi       i mają głosy już wyrobione. Dzieci w większości chodzą do szkół muzycznych.

                   Wiele ukraińskich zwyczajów świątecznych jest podobnych do naszych. Jest choinka - jodełka , mnogość potraw, kolędy . Mój pobyt tam wypadł  na święto Jordana. Już kilka kilometrów za przejściem granicznym byłam świadkiem obrzędów związanych z tym dniem. Jest tradycją, że w Jordana ksiądz udaje się do rzeki i poświęca ją, zanurzając w wodzie      (najczęściej w przerębli ) drewniany krzyż . Po święceniu ludzie uczestniczący w procesji czerpią wodę , którą następnie biorą do domu jako ochronę przed chorobami  i nieszczęściami. Byłam świadkiem tego obrzędu początkowo nie zdając sobie sprawy z symboliki i sensu obserwowanej sceny .W tym samym dniu odbywają się kolędy po domach. Kolędnicy wchodząc do domu wygłaszają życzenia pomyślności dla domu i domowników, a następnie sypią ziarnem pszenicy. My również otrzymaliśmy takie życzenia. W tym przypadku pieniądze zbierane były przez przedstawicieli rady kościelnej na potrzeby miejscowej  cerkwi greko- katolickiej.

               Na szczególną uwagę zasługują potrawy przygotowane przez gospodynię, a przyznać muszę, że z Ukrainy nigdy nie wracam głodna. Gościnność jest tu zasadą. Świąteczne dania – gołąbki z kaszą gryczaną i ziemniakami, kutia, ryba na różne sposoby, pierogi z kapustą i wiele innych dań podawanych i na ciepło i na zimno. Oczywiście okraszane wszystko toastem i kieliszkiem trunku. Tradycją świąteczną na Ukrainie jest również pozdrawianie się ludzi słowami-„Christos rodiłsa „ jest to zwyczaj powszechny i trudno jest w tych dniach usłyszeć „ Dobry dień”. Wielkim przeżyciem było uczestnictwo w jasełkach przygotowanych przez polskie  dzieci w kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Złoczowie. Całkowicie przypadkowo trafiliśmy wtedy na tą uroczystość połączoną z mszą świętą. Przedstawienie odegrane zostało na tle szopki i ołtarza głównego . Dzieci przebrane były w stroje zapewne wykonane samodzielnie lub z pomocą rodziców. W kościele obecni widzowie skupili się stojąc blisko ołtarza, na schodkach ambony i na chórze z zainteresowaniem oglądając spektakl. Na nas wywarł on także duże wrażenie, szczególnie ze względu na śpiewność i inność  w akcencie języka polskiego. Pozwoliliśmy sobie wtedy z mężem na uwiecznienie tego wydarzenia na zdjęciach, które potem przy następnym wyjeżdzie przekazaliśmy siostrze zakonnej. Księdza nie było na miejscu, ponieważ uczestniczył w przygotowaniach do mającej się odbyć niebawem wizyty Ojca Świętego na Ukrainie.

                 Osobne zdarzenie to zetknięcie się z prawosławną Ławrą w Poczajewie. Zdarzyło się to rok później w wigilię św. Jordana. Zima dużo śniegu, białe przestrzenie. W taki dzień jechaliśmy ze Zborowa do Poczajewa. Droga miejscami wznosiła się ostro w górę. Nagle w oddali ujrzeliśmy kompleks budynków o monstrualnych rozmiarach.. Z daleka widać było odblaski słońca w złotych kopułach. Położony na wzniesieniu ,w małym miasteczku klasztor wydawał się być niebywale potężny w stosunku do innych zabudowań. Na drodze obok poczty stały dwa autokary z Polski.

                Wiele podróży odbyliśmy z mężem po Ukrainie, spotykaliśmy ciekawych ludzi , doświadczaliśmy dziwnych zdarzeń , często śmiesznych, które obecnie obrosły już w anegdotę. Tak gdyby się głębiej zastanowić to jednego można zawsze być pewnym podróżując po Ukrainie, a mianowicie tego, że nigdy nie wiadomo, co cię spotka na przejściu granicznym. Tylko teoretycznie można założyć pewne rzeczy np. czy oczekiwanie na wjazd do Polski będzie długie, czy nie ,a może otrzyma się jakiś nowy dokument do wypełnienia, a może zabraknie jakiegoś zaświadczenia to zawsze temat otwarty. Ciągle ciekawy,  wprost zastanawiający , wyzwalający we mnie zawsze chęci badawcze , dlaczego  jest tak nieprzewidywalnie. Na dowód tego przytoczę pewne wydarzenie związane z naszym powrotem do Polski właśnie w okresie świątecznym.  Wracaliśmy w bardzo dobrych humorach, zadowoleni sądząc, że z całą pewnością nie będzie kolejki na przejściu granicznym. Faktycznie tylko kilka samochodów. Po krótkim oczekiwaniu podszedł do nas celnik, zabrał stosowne kwitki . Z powodu świąt był jednak tak bardzo rozkojarzony, że gdzieś zgubił swoją pieczątkę. Początkowo nie zdawaliśmy sobie sprawy dlaczego tak długo stoimy gdy inni są szybko odprawiani. Myśleliśmy, że może to w końcu ten raz w którym nas dokładnie sprawdzą. Tyle wyjazdów to może być podejrzane. Nigdy niczego nie kupujemy, nie przewozimy. Czekaliśmy dobrych parę godzin, nie chciano nas dalej puścić do kontroli paszportowej bo nie mieliśmy „pieczatki „ . Poszukiwania „sztampa” nie przyniosły pozytywnych rezultatów. Wszyscy szukali , celnicy , sprzątaczki , nawet pies i nic. W końcu zdjęto ze służby rozkojarzonego celnika i jakoś udało się nam ruszyć dalej. No cóż w sumie to były święta więc każdy mógł być w „ dobrym humorze”.