28 X 2005r.
Dobry przykład Polska
młodzież ratuje historyczną nekropolię na Ukrainie
Kresowe
cmentarze wołają o pomoc
Na najstarszym radomskim cmentarzu kilka dni
przed wszystkimi świętymi robiono porządki. Gdzieniegdzie można było
spotkać nieliczne grupy uczniów pod wodzą nauczycielek. Efekt ich pracy
był znikomy. Dzieciaki ani nie były stosownie ubrane, ani nie miały żadnych
podstawowych narzędzi. Pozbierały połamane gałązki, zamiotły nogami
zwiędłe liście. Zapaliły lampki na grobach żołnierzy i poszły.
Idę o zakład, że ich wychowawczynie
napisały, że cel wychowawczy został osiągnięty. I pewnie to prawda.
Zaprowadziły dzieci na cmentarz, pokazały mogiły poległych bohaterów,
coś tam na miarę możliwości i środków zrobiły pożytecznego. Nie można
mieć pretensji.
Inny
obrazek
A teraz inny obrazek. Słoneczny początek
października na Ukrainie, Zbaraż. Historyczne miasto, sławne też dzięki
sienkiewiczowskiej Trylogii. To tam w oblężonej twierdzy pan Skrzetuski
kaskaderskim wyczynem przedarł się przez kozackie linie po odsiecz. Kto
nie czytał, ten obejrzał na filmie Hoffmana. Ale w Zbarażu nie tylko
twierdzę księcia Jaremy warto odwiedzić. Na skraju miasta jest stary
cmentarz. Jeszcze przed trzecim rozbiorem bernardyn ojciec Gaudenty
Moszkowiczowski uroczystym obrzędem w 1793 roku dokonał jego otwarcia.
Ponad 200 lat później wiezie tam mnie swoim wiekowym samochodem następca
zakonnika ojciec
Berard
Zadojko. Patrzę i oczom nie wierzę. Za niskim
cmentarnym murkiem widzę... polskie mundury. Krzątają się w nich po
nekropolii młodzi ludzie. Chłopaki i dziewczyny. Mundury moro, na
pagonach dystynkcje. Szukam starszego. Jest porucznik
Janusz
Kwolek. W
cywilu i z urzędu zastępca dyrektora szkoły. Melduję swoje przybycie.
I już po chwili wiem, że na Ukrainie spotkałem rodaków z Łańcuta.
Konkretnie zaś z liceum wojskowego. Ojciec Berard uśmiecha się z
satysfakcją. – Chciałem zrobić niespodziankę. I pokazać że
wszelkie nieprzychylne opinie o polskiej młodzieży są mocno przesadzone
– mówi.
Po raz
trzeci w Zbarażu
Młodzież Liceum Wojskowego Zespołu
Szkół Nr 2 w Łańcucie przyjechała już do Zbaraża po raz trzeci w
sile 45 kadetów pod wodzą 4 pedagogów wspomaganych przez jednego
wolontariusza. Co ich przygnało 325 kilometrów? Właśnie cmentarz na którym
rozmawiamy. A było tak: - Do Zbaraża po raz pierwszy dotarłam w 2000
roku z mężem, który tu prowadził interesy – wspomina
Alina
Skrzypczak
– Natrafiliśmy na stary, opuszczony polski cmentarz. Był
zarośnięty niemiołosiernie. Dopiero wejście w ten gąszcz dawało
obraz bogactwa nekropolii. W następnych latach kilkakrotnie będąc w
Zbarażu, zaglądaliśmy na cmentarz, chcąc zobaczyć czy coś się nie
zmieniło. Niestety, zawsze było tak samo – gąszcz chwastów przykrywał
ciągle piękne ale zniszczone nagrobki. W 2003 roku spotkaliśmy
proboszcza parafii rzymskokatolickiej księdza
Longina. Zaowocowało to
wspólnym planem zajęcia się cmentarzem. W tym czasie zaczęłam
pracować w Zespole Szkół nr 2 w Łańcucie. Przedstawiłam swój
projekt uporządkowania cmentarza w Zbarażu dyrektorowi
Stanisławowi
Gwizdakowi. Otrzymałam jego poparcie. Początek roku 2004 to rozmowy,
dopracowywanie szczegółów wyjazdu. Dzięki zaangażowaniu wychowawczyni
klasy I liceum wojskowego
Renacie Lepak
i wicedyrektorowi
Januszowi
Kwolkowi
projekt mógł dojść do skutku.
Ratunek dla
cmentarza
Nawiązali kontakt ze średnią szkołą zawodową
w Zbarażu (PTU nr 25), wyjechali do ukraińskich kolegów. To była
wyprawa raczej rozpoznawcza. Kolejne opisali w szkolnej i lokalnej prasie:
„Mieszkaliśmy w internacie szkoły średnie w części
reprezentacyjnej. Drugi dzień pobytu poświeciliśmy w całości na sprzątanie
cmentarza. Zaczęliśmy działalność według planu – klasa I
podzielona na drużyny otrzymała za zadanie uprzątnięcie części od
frontu, natomiast drużynie z klasy II przydzielone zostało uporządkowanie
grobu poległych żołnierzy na tyłach cmentarza. Pracowaliśmy
wykorzystując własne narzędzia przywiezione z Polski (sekatory,
motyczki) oraz przy użyciu pożyczonych nam przez parafian 3 siekier.
Wycinane krzewy, gałęzie, śmieci wynosiliśmy na obrzeża nekropolii.
Stamtąd były one wywożone ciężarówką przez służby miejskie, które
zostały o to poproszone przez księdza proboszcza. O ogromie pracy
wykonanej przez naszych uczniów niech świadczy fakt, że kierowca
kilkakrotnie wykonywał swój kurs tego dnia. Część gałęzi została
spalona na ognisku. Z upływem czasu nagrobki zaczęły wyłaniać się z
zielonego gąszczu ukazując swoje oblicza. Każdy chciał odczytać
nazwiska zmarłych, epitafia, daty śmierci”. Jednym z zadań było
sporządzenie topografii odkrytych grobów. I ich dokładny opis. Posłuży
w perspektywie do sporządzenia całego planu cmentarza i stworzenia bazy
danych na przyszłość. Należy pamiętać że czas goni, bowiem napisy
na niektórych grobach są mocno zamazane, a żadne dane dotyczące pochówków
osób nie zachowały się w parafii i nie wiadomo czy istnieją gdzieś w
archiwach, być może zginęły bezpowrotnie w zawierusze wojennej.
Efekty
pracy
To co robią ma realną wartość
historyczną. Oprócz sporządzili bogatą dokumentację fotograficzną.
Zdążyli posprzątać jedną trzecią 3 hektarów powierzchni cmentarza. (dane
z maja br. W chwili obecnej uporządkowany jest prawie cały cmentarz i.s.) Ocalili kilkaset nagrobków. W najbliższych planach mają
ogrodzenie cmentarza w Zbarażu. Niczego radomskim szkołom nie sugeruję.
Może mają inne pomysły wychowawcze? Ale na wszelki wypadek podaję
adres: III Liceum Ogólnokształcące – Klasy o Profilu Wojskowym Zespołu
Szkół Nr 2 im. Jana Kochanowskiego ul. Podziwerzyniec 41, 37-100 Łańcut.
A nuż się przyda.
Wojciech Ozimek
Stroną
administruje
Fundacja
Longinus
|