V wyjazd 2007IV wyjazd 2006III wyjazd 2005II wyjazd 2005I wyjazd 2004GALERIANASZA GALERIANAPISALI O NASKRESOWIACYKLASZTORSTRONA SZKOŁYLINKIMULTIMEDIADAWNY ZBARAŻVARIANagrobek Danusi STRONA GŁÓWNAFUNDACJA LONGINUSHISTORIA CMENTARZAKONTAKTKSIĘGA GOŚCIKRESY  

Nasze podróże po Kresach - Alina Skrzypczak

Zbaraż – po raz trzeci – młodzież i nauczyciele Liceum Wojskowego z Zespołu Szkół nr 2 w Łańcucie na Ukrainie

 

 

Dzień pierwszy - ranek

Godzina piąta trzydzieści budzę się po krótkiej nocy. Mam świadomość, że wstaję być może później niż 43 kadetów z naszej szkoły. Mieszkam bliżej miejsca wyjazdu. Plecak, śpiwór, jedzenie - mam, paszport - jest. Jeszcze tylko szybki łyk herbaty i w drogę. Większość młodzieży jest już pod szkołą pakując do autobusu bagaże i niezbędny sprzęt. Miła niespodzianka na wejście - jedzie z nami ten sam kierowca co w maju. Punkt szósta trzydzieści - żegnamy Łańcut. Godzina mija szybko i naszym oczom ukazuje się granica w Korczowej. Szukam wzrokiem poloneza nr rejestracyjny REI 4341 to nasza "przednia straż" - Kamila, Kasia, Ania, Gosia i mój mąż powinni  już stać na przejściu. Wjechali prędzej. Ciekawe kto wcześniej przekroczy granicę? No oczywiście nie my. Tym razem odprawa wlecze się niemiłosiernie długo. Dwie godziny czekania. W oddali na wprost widzimy "załogę" poloneza. Im poszło szybciej i teraz czekają na nas. Chyba się nudzą. W końcu i my ruszamy dalej. Teraz już tylko około 250 km na wschód do Zbrucza.

Późne popołudnie

Jesteśmy na miejscu. Dla niektórych to już trzeci wyjazd, ale reszta  ciekawie obserwuje otoczenie. Tka jak w maju czeka nas miłe powitanie przez dyrekcję i młodzież tamtejszej szkoły średniej z którą jesteśmy zaprzyjaźnieni. Następnie rozlokowanie w internacie, a wieczorem wspólna polsko - ukraińska dyskoteka.

Naprawdę późny wieczór

Młodzież śpi, a wychowawcy czuwają.

Dzień drugi - bardzo wczesny poranek

Ze względu na różnice czasowe wstajemy o piątej trzydzieści naszego czasu. Oczywiście według regulaminu. Jest więc trzy razy "pobudka - wstać" wykrzyczane na pełne gardło. Jak to w klasie wojskowej. Potem toaleta, śniadanie, zbiórka i wyjście na cmentarz. Bardzo ciekawi nas jak wygląda on po czterech miesiącach od naszego wcześniejszego pobytu. Trudno powiedzieć, że jesteśmy usatysfakcjonowani zastanym widokiem, no cóż trochę zarośnięty, ale z drugiej strony trochę odsłonięty. Zależy jak na to patrzeć. Sama praca przebiega sprawnie, mamy w końcu już jakieś doświadczenie. Młodzi, ci  co są po raz pierwszy pewnie inaczej widzą tok postępujących prac. My, którzy jesteśmy trzeci raz wyraźniej oceniamy trud wkładany w sprzątanie cmentarza. Chyba przyzwyczailiśmy się do tego, że nie będzie łatwo i szybko. Przyjęty cel pobudza jednak do działania.

W którejś kolejnej godzinie

Przychodzi do nas nasza "wspólna" babcia. Już ją widzę, drobinkę jak małymi kroczkami zbliża się do mnie. Od pierwszego przyjazdu przynosi nam picie. Teraz roześmiana i podekscytowana opowiada mi ja to w nocy śnił jej się samochód, który podjechał pod cmentarz. Od razu pomyślała o nas. Jakaś telepatia czy przeczucie - myślę.

Po południu

Obiad, mecz piłki nożnej polsko - ukraiński. Remis. Rzuty karne.... i przegraliśmy.

Dzień trzeci -od rana do wieczora

Podzieliliśmy się na dwie grupy. Część  poszła zwiedzać szkołę, a reszta na cmentarz. Dzisiaj trochę krócej pracujemy bo o trzynastej zaproszono nas na specjalnie przygotowany program artystyczny, gry i zabawy. Jest fajnie. Wiele śmiechu i międzynarodowego współzawodnictwa. Nie daliśmy się. Chłopcy i dziewczęta dzielnie reprezentowali naszą szkołę, na nawet kraj. Po obiedzie zwiedzanie zamku i czas wolny. I jeszcze jedno miłe zdarzenie nieco wcześniej - wizyta gości z Brodów. Zakonnice i księża przypadkowo zaglądnęli na cmentarz. Na nagraniu z kamery dopiero w domu widzę jak zdziwione i nietęgie mieli miny patrząc na to co robimy. Nota bene część z nas posilała się pieczonym na ognisku chlebem z powidłem

Dzień czwarty

Po raz ostatni idziemy na cmentarz. Praca poprzednich dni daje pomału znać. Chyba jesteśmy już trochę zmęczeni. Dzisiaj czeka nas spisywanie inskrypcji grobowych nowo odkrytych pomników. Poza tym ostateczne wygrabienie, spalenie śmieci i gałęzi. Trzeba się więc sprężać. Na zakończenie same miłe niespodzianki. Najpierw odwiedza nas starsza pani - Polka, Zbarażanka. Dziękuje za wykonane prace. Odkryliśmy grób jej dziadków. Chce nas wspomóc finansowo - 60 hrywien. To wielka suma dla emerytki. Nie przyjmujemy pieniędzy, ale zgadzamy się przyjąć słodycze. Krótka rozmowa na temat historii Zbaraża lat czterdziestych, bardzo wiele mówiąca. I stwierdzenie, że było strasznie. Nieco później ksiądz Berard nasz zbaraski przewodnik przyprowadził na cmentarz grupę Polaków zwiedzających Zbaraż. Wzbudziliśmy niemałe zdziwienie i podziw tym bardziej, że byliśmy ubrani w mundury. Okazało się że byli to profesorowie z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak również redaktorzy z "Życia Warszawy". Przeprowadzili z nami wywiad, który ukaże się 29 X2005r. Na zakończenie dnia jeszcze tylko mecz piłkarski. Wygrywamy 4 do 1. Msza święta w kościele ojców bernardynów. Dyskoteka. Potem to już chyba nie mamy sił na nic.

Dzień ostatni Cały dzień to...

Powrót. Zatrzymaliśmy się we Lwowie. Krótki spacer po starej części miasta. Potem kierunek dom. O siódmej wieczorem jesteśmy w Łańcucie. Kolejny wyjazd na Ukrainę dobiegł końca. Na wiosnę znowu jedziemy. Nie będę już pisała jak ważne są następne wyjazdy. My nauczyciele po prostu to wiemy. Ważniejsze jest jednak to, że młodzież przyjęła tę formę nauki, poprzez pracę i trud.

Zbaraż 3 - 7 X 2005 r.

 

Stroną administruje Fundacja Longinus