- Pierwszym naszym współbratem,
który przybył do Zbaraża, był o. Otto Pierzchała – opowiada o.
Zadojko. – Po wizytacji świątyni był załamany. O odprawianiu Mszy św.
W kościele nie było mowy. Strop groził zawaleniem. Całe jej wnętrze
było zdewastowane. Od czasu przejęcia świątyni przez władze
sowieckie, one same wielokrotnie zmieniały jej przeznaczenie. Miała tu
być klubokawiarnia i sala koncertowa. Adaptacja obiektu doprowadziła do
zniszczenia dachu świątyni, co spowodowało jej zawilgocenie. Zerwano z
niego blachę miedzianą i niczym nie zabezpieczono. W 1953 r. uszkodzony
przez wilgoć strop podparto drewnianym rusztowaniem, zaś dach
prowizorycznie przykryto papą. Przez pewien czas wnętrze świątyni spełniało
rolę magazynu soli i nawozów, co nasiliło proces niszczenia malowideł
i ścian. W latach sześćdziesiątych obiekt uznano za zabytek i
umieszczono na nim stosowną tablicę, ale jak na ironię wtedy nastąpiła
jego największa dewastacja. Do pomieszczeń klasztornych wprowadziła się
firma „Kwantor”, zajmująca się produkcją urządzeń elektronicznych
dla potrzeb wojska. W części klasztornej umieszczono urządzenia
produkcyjne. W świątyni rozebrano główny ołtarz, odgrodzono murowaną
ścianą od środkowej nawy kościoła, urządzając w nim szatnię.
Zniszczono organy, obrazy, wywieziono figury, obdarto złocone ornamenty,
w podziemiach rozbito trumny zmarłych i rozrzucono kości. Dziedziniec
klasztorny samowolnie zabudowano, przy czym podniesiono jego poziom, na
skutek czego woda deszczowa zaczęła spływać do ziemi.. W końcówce
istnienia ZSRR o odzyskanie świątyni zabiegali tutejsi Polacy, których
garstka po 1945 r. pozostała w Zbarażu. Sprawa wlokła się kilka lat.
Dopiero w 1989 r. władze w Moskwie podjęły decyzję o zwrocie świątyni.
Bernardyni objęli ją ponownie w 1990 r. Wraz ze świątynią zwrócono
wprawdzie niewielką część klasztoru, ale trzeba było ją dopiero
wyremontować, by się w niej ulokować. Ojciec Otto zamieszkał w Hałuszczyńcach,
na plebanii u ks. Michała Jaworskiego. Dojeżdżając stamtąd, zaczął
adaptować na kaplicę pomieszczenie zbudowane przez fabrykę w wirydarzu
klasztornym i remontować odzyskane sale oraz część korytarza w budynku
klasztornym. Po rocznej gościnie w Hałuszczyńcach o. Otto zamieszkał
już w Zbarażu. Wkrótce skierowano do klasztoru jeszcze dwóch kapłanów
i została w nim formalnie erygowana bernardyńska wspólnota. Jej
pierwszym gwardianem został o. Paschalin Niemczenko. Po jego śmierci w
1994 r. funkcję gwardiana objął. Maksymilian Żydowski, który w
okresie sześciu lat przeprowadził gruntowny remont zespołu
klasztornego. Wymieniono wówczas więźbę dachową świątyni, dach
pokryto blachą, otynkowano mury kościoła, wykonano nowe tynki wewnętrzne,
odrestaurowano ocalałe figury ołtarzowe św. Franciszka i św.
Bonawentury, a także odnowiono dwa boczne ołtarze. We wrześniu 2000 r.,
po dziesięciu latach remontów, odbyło się uroczyste poświęcenie świątyni.
Uroczystości przewodniczył metropolita lwowski Marian Jaworski, który
swoje kazanie zaczął od słów: „To co wydawało się na zawsze
pogrzebane, dzisiaj zmartwychwstaje”. Jedynym zgrzytem był fakt, że
nie zwrócono ani fragmentu klasztoru.
Rano przy śniadaniu dyskutujemy z ojcem Zadojko o przyszłości
Zbaraża. Tutejsza wspólnota jest bowiem niewielka i parafia jako taka
nie ma przed sobą zbyt wielkiej przyszłości.
Nasz ośrodek zawsze pełnił funkcję ponadregionalną w Kościele
rzymskokatolickim na Kresach dawnej Rzeczypospolitej – mówi o. Zadojko.
– Był ośrodkiem kultu maryjnego, a także centrum pielgrzymkowym. Na różnorakie
odpusty przybywały zawsze tysiące ludzi. Magnesem przyciągającym pątników
był wizerunek Matki Bożej zwanej Zbaraską, uważany za cudowny. Myślę,
że odrodzony Zbaraż mógłby w dalszym ciągu pełnić rolę ośrodka życia
duchowego Archidiecezji Lwowskiej ...
Po śniadaniu o. Zadojko proponuje jeszcze odwiedzenie zabytkowego
cmentarza, który także świadczy o historii Zbaraża. Spoczywa tu wiele
pokoleń jego obywateli. W tym przodkowie wielu znanych ludzi, żyjących
obecnie w Polsce, którzy wystawiają swoim zbaraski korzeniom wspaniałe
świadectwo. Wystarczy wspomnieć arcybiskupa Ignacego Tokarczuka.
Do cmentarza od bernardyńskiego
kościoła nie było daleko. Niegdyś znajdował się na obrzeżu miasta.
Dziś leży w jego centrum, w pobliżu stacji kolejowej.
To bardzo stara nekropolia – mówi podczas podróży
samochodem o. Zadojko. – Utworzona została w 1793 r., ma więc ponad
dwieście lat i należy do najstarszych na dawnych wschodnich ziemiach
Rzeczypospolitej. Pierwsze obrzędy pogrzebowe odprawił na nim m. In. O.
Gaudenty Moszkowiczowski, dokonując powtórnego pochówku szczątków
ekshumowanych z cmentarza położonego na przykościelnym placu. Cmentarz,
do którego jedziemy, nie jest bowiem pierwszym miejscem pochówków w
Zbarażu. Pierwszy był na Starym Zbarażu, a drugi koło kościoła.
Z daleka zbaraska mininekropolia wyglądała jak wielka rozciągnięta
kępa dzikiej, bujnej zieleni. Po przekroczeniu cmentarnego muru można było
się przekonać, że ktoś stara się jednak dbać o godny wygląd tego
miejsca pochówku. Część największych samosiejek jest usunięta, ścieżki
wykarczowane i uporządkowane, a nagrobki oczyszczone. Widać że wiele
pomników zostało na nowo podniesionych i ustawionych.
Po wojnie cmentarz dzielił los świątyni – tłumaczy jego obecny stan
o. Zadojko. – Nie był może jakoś specjalnie dewastowany czy
niszczony, ale popadł w zapomnienie. Po opuszczeniu Zbaraża i okolic
przez praktycznie wszystkich Polaków, nie miał kto o niego dbać.
Niewielka ich garstka, która tu została, nie była w stanie zrobić
czegokolwiek. Drzewa i zieleń szybko pokryły go szczelnie. Korzenie
drzew rozsadzały groby. Opadające liście pokrywały mogiły, przykrywając
je z czasem grubą warstwą. Z biegiem lat gąszcz samosiejek pokrywających
cmentarz tak zgęstniał, że jak opowiadali mi współbracia, z trudem dało
się tam wejść. Trzeba było się przeciskać ścieżkami wydeptanymi
przez okolicznych mieszkańców, traktujących cmentarz jako wysypisko śmieci.
To że zaczął odżywać i można już rozpoznać w nim miejsce pochówku,
to zasługa uczniów Liceum Wojskowego z Zespołu Szkół Nr 2 w Łańcucie.
Byli oni w Zbarażu już cztery razy, starając się porządkować
cmentarz . Karczowali samosiejki, wycinali zbędne gałęzie, czyścili
alejki oraz ścieżki i oczywiście odsłaniali mogiły, podnosili i na
nowo odsłaniali przewrócone pomniki. Czasami ich wysiłek przypominał
syzyfową pracę. Co zrobili w jednym roku, to już w drugim zarosło.
Dopiero gdy zaczęli stosować środki chwastobójcze, to efekty ich prac
stały się wyraźniejsze. Jesteśmy im oczywiście bardzo wdzięczni. Bez
ich pomocy, za parę lat cmentarz pewnie przestałby istnieć. Teraz ma
szansę na przetrwanie ...
Pracy na cmentarzu zostało oczywiście bardzo dużo. Trzeba dokończyć
prace porządkowe i zająć się konserwacją przynajmniej najpiękniejszych
nagrobków i pomników. Niektóre przedstawiają dużą wartość
artystyczną. Są wśród nich spotykane na innych kresowych nekropoliach
nagrobki w formie „krzyża na pniu drzewa” i „krzyża na skałkach”.
Spotkać można ozdobne postumenty i masywne grobowce. Większość z nich
jest, niestety, w bardzo fatalnym stanie i trzeba się bardzo śpieszyć,
by je ratować. W sumie zachowało się ich kilkaset. W jakiejś mierze są
one zakutą w kamień historią Zbaraża. Świadczą o zamożności jego
mieszkańców.
Z zachowanych przekazów wynika, że nasi ojcowie dbali o
racjonalną gospodarkę gruntem cmentarza oraz o zewnętrzny jego wygląd
– mówi o. Zadojko. – Zachęcali wiernych do utrzymywania porządku
przy grobach. Raz w roku, przed Wszystkimi Świętymi robiono też na
cmentarzu generalne porządki. Szczególnie opiekowano się bezimiennymi
mogiłami powstańców listopadowych i styczniowych, pochowanych w Zbarażu.
W 1928 r. Bernardyni nawet powołali do życia Komitet Opieki nad Polskim
Cmentarzem. Zaznaczyć trzeba, że na tutejszej nekropolii są pochowani
krewni wielu znanych Polaków.
By mnie o tym przekonać, o. Zadojko prowadzi mnie w głąb
cmentarza i staje przed jednym z nagrobków. Widniejące na nim nazwisko
Tokarczuk brzmi dziwnie znajomo. Tu spoczywa ojciec arcybiskupa
Ignacego Tokarczuka (Na cmentarzu zbaraskim pochowani są dziadkowie
arcybiskupa, rodzice pochowani są na terenie obecnej Polski. Przypis -
Ireneusz Skrzypczak) –
objaśnia o. Zadojko. – Rodzina emerytowanego metropolity przemyskiego
pochodziła z Łubianek Wyżnych pod Zbarażem, należących do naszej
bernardyńskiej parafii. W tutejszej świątyni Ignacy Tokarczuk został
też ochrzczony i przystąpił do bierzmowania. W
Zbarażu przyszły arcybiskup uczęszczał także do państwowego
Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza typu humanistycznego, gdzie w 1937 r.
zdał maturę. W gimnazjum tym bernardyni prowadzili katechezę. Można więc
chyba powiedzieć, że w Zbarażu ukształtował się patriotyzm tego
wybitnego hierarchy. Nigdy zresztą nie
wypierał się on swych zbaraskich korzeni. Gdy został ordynariuszem
przemyskim, urządził w Prałkowcach pod Przemyślem sanktuarium Matki
Boskiej Zbaraskiej, przed wizerunkiem której jako dziecko i młodzieniec
często zapewne się modlił. Jej czczony przez wiernych obraz został
wywieziony do Polski przez bernardynów i umieszczony w muzeum prowincji w
Leżajsku. Na życzenie abp. Tokarczuka bernardyni przekazali go Ojcom
Michalitom do Prałkowiec, gdzie nadal jest otaczany czcią wiernych. Jest
też odwiedzany przez pielgrzymki złożone z byłych mieszkańców Zbaraża,
których część mieszka zresztą w Przemyślu.
Z cmentarza o. Zadojko odwozi mnie samochodem do Tarnopola. Po
drodze pytam go, jak sobie wyobraża przyszłość parafii i Zbaraża. –
Chciałbym, by na zamku Wiśniowieckich spotykali się prezydenci Polski i
Ukrainy, a następnie przeszli do kościoła na Mszę św. W intencji
polsko – ukraińskiego pojednania – podkreśla. – Kiedyś na tych
ziemiach nasi przodkowie walczyli ze sobą i przelewali krew, a dzisiaj
nadszedł czas na zmianę tego stanu rzeczy. Zbaraż powinien stać się ośrodkiem
przyjaźni polsko – ukraińskiej, w którym będą tworzyć się idee, służące
budowaniu polsko – ukraińskich mostów. W zamku mogłyby odbywać się
różnorakie sympozja, spotkania polityków i młodzieży, a
w kościele modlitwy w intencji zbliżenia naszych bratnich narodów.
Idea o. Zadojki jest z całą pewnością warta poparcia i
zrozumienia. Zbaraż, jak mało która miejscowość na dzisiejszej
zachodniej Ukrainie, nadaje się na ośrodek, w którym młodzi Polacy i
Ukraińcy oddadzą cześć zarówno Skrzetuskiemu, jak i Bohunowi –
historycznym postaciom uwiecznionym przez Henryka Sienkiewicza w
„Trylogii”, którzy w jakiejś mierze są uosobieniem polsko – ukraińskiego
konfliktu.
Tekst i foto: Marek A. Koprowski
Stroną
administruje
Fundacja
Longinus |