Stary polski cmentarz w Zbarażu, którym
zaopiekowali się kadeci z Łańcuta. Z prawej kadra przy porządkowaniu
nagrobków
Porządkowanie
i geodezyjna inwentaryzacja polskiego cmentarza w Zbarażu.
LEKCJA
HISTORII
Pragnę poinformować o niecodziennej wyprawie, w której
uczestniczyłem na początku października ubiegłego roku wraz z grupą
47 uczniów klas maturalnych Liceum Wojskowego w Łańcucie oraz 4-osobową
kadrą. Już po raz piąty młodzież tej szkoły wyjechała na Ukrainę
ratować zaniedbany 200-letni polski cmentarz w Zbarażu.
Ludwik Markowicz
Po raz pierwszy uczniowie byli tam w 2004 roku, następnie
dwukrotnie w 2005 roku (wiosną i jesienią), wiosną 2006 roku oraz
jesienią ubiegłego roku. Wyjazdy stały się możliwe dzięki ogromnemu
zaangażowaniu nauczycielki historii Aliny Skrzypczak i jej męża
Ireneusza, którzy już w 2001 roku natrafili w Zbarażu na stary,
opuszczony polski cmentarz. Był niesamowicie zaniedbany, ale bogaty w piękne
rzeźbione choć połamane i powywracane nagrobki. Zorganizowanie wyjazdu
z młodzieżą nie było proste. Trzeba było zdobyć środki finansowe,
zorganizować zakwaterowanie i wyżywienie. Największą niewiadomą było
jednak to, jak mieszkańcy 13-tysięcznego Zbaraża, wśród których jest
zaledwie garstka Polaków przyjmą młodzież w polskich mundurach
wosjkowych pracującą na polskim cmentarzu. Z tego względu nie była to
zwykła wycieczka szkolna, co wymagało zrozumienia tak ze strony uczniów
, jak i ich rodziców. Dzięki zaangażowaniu władz szkolnych, a szczególnie
dyrektora Janusza Kwolka, który
uczestniczył prawie we wszystkich wyjazdach, udało się zorganizować
pierwszą i kolejne wyprawy. Obecny wyjazd został dofinansowany ze środków
Senatu RP dzięki wsparciu Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”.
Autor
artykułu (z lewej) szykuje się do pracy
Natalia
z lustrem
A jaka w tym moja rola jako geodety? Otóż podczas
kolejnych wyjazdów odbywało się nie tylko porządkowanie cmentarza
polegające na wycinaniu krzaków, podnoszeniu nagrobków oraz ich
czyszczeniu, ale także szczegółowe spisywanie ponad tysiąca nagrobków
łącznie z ich fotografowaniem. Wszystko to trzeba było połączyć w
jedną całość, czyli zlokalizować na tle konturu cmentarza. Niezbędna
była geodezyjna inwentaryzacja obiektu. Organizatorzy wyjazdu przypadkiem
dowiedzieli się, że takie opracowanie wykonywałem już na własnym
cmentarzu parafialnym, i zaproponowali, aby im pomóc. Jedynym problemem
dla mnie była sprawa przewiezienia sprzętu geodezyjnego „w obydwie
strony”. Na wszelki wypadek miałem pismo podpisane przez starostę, z
którego wynikało, jaki sprzęt przewożę i w jakim celu. Dobrze
poinformowani powiedzieli mi jeszcze, że służby ukraińskie respektują
wszelkie okrągłe pieczęcie. Odcisnęliśmy więc nietypową, dość
bajerancką okrągłą pieczęć z wizerunkiem herbu powiatu łańcuckiego.
Przy przekraczaniu granicy polsko – ukraińskiej pismo daliśmy do
zaparafowania polskim służbom celnym. Wszystko to jednak okazało się
jednak zbędne, ponieważ dalmierz i reszta sprzętu zniknęła pod bagażami
kadetów i nikt z pograniczników się nim nie zainteresował.
Po przyjeździe na miejsce uczniowie wraz z kadrą
zostali zakwaterowani w internacie miejscowej szkoły średniej, a ja –
na plebanii u proboszcza polskiej parafii liczącej ok. 70 wiernych,
bernardyna, ojca Anatola Zadojko. Pomiary rozpocząłem od założeniawokół
cmentarza ciągu zamkniętego, który zagęściłem ciągiem przez środek
cmentarza i kilkoma punktami wiszącymi. Nie było to zadanie łatwe z
uwagi na duże zakrzaczenie i brak wizur. Dopiero w miarę upływu czasu,
jak uczniowie wycinali i palili ścięte krzewy i śmieci, odsłaniało się
wnętrze cmentarza. Kiedyś prawdopodobnie były tam jakieś alejki, ale
obecnie nie ma po nich żadnego śladu. Stąd powstał problem, jak robić
tę inwentaryzację, przecież każdego nagrobka nie sposób było zmierzyć.
Postanowiliśmy, że zostaną określone współrzędne
charakterystycznych punktów, które podzielą cały cmentarz na sieć
figur geometrycznych, co umożliwi zlokalizowanie w nich spisanych z
natury nagrobków. Punktami takimi były: słupy wysokiego napięcia sieci
przebiegającej wzdłuż cmentarza, kamienny mur cmentarny od strony ulicy
z kilkoma figurami, a wewnątrz cmentarza najgrubsze drzewa i
charakterystyczne nagrobki. Przy pomiarze drzew obok numeru pikiety
odnotowywano inskrypcje wyryte na nagrobkach w najbliższym sąsiedztwie.
Ponadto zmierzone szczegóły znaczono czerwoną farbą w aerozolu. Pomiar
granic zewnętrznych cmentarza umożliwił wreszcie obliczenie jego
powierzchni (3,0 ha). Całość policzono oczywiście w układzie lokalnym
i wyplotowano w skali 1:500, ponadto państwo Skrzypczakowie otrzymali
opracowanie na płycie w formatach DXF i TIFF.
Kadeci
z Liceum Wojskowego w Łańcucie podnieśli i odczyścili wiele nagrobków
i krzyży
Miejscowa ludność z zaciekawieniem przyglądała się
pracy młodzieży na cmentarzu, a szczególnie przemarszom zwartej kolumny
w polskich mundurach. Po wywiadzie w zbaraskim radiu, którego udzieliła
Alina Skrzypczak wraz z kilkoma kadetkami, dało się zauważyć pewną
sympatię ze strony miejscowych, łącznie z próbami częstowania
alkoholem czy czekoladą. Wydarzeniem dla młodzieży była wizyta konsula
generalnego RP ze Lwowa Wiesława Osuchowskiego, do spotkania z którym
doszło w polskim kościele. Aby wynagrodzić uczestnikom poświęcenie i
wysuiłek włożony w prace na cmentarzu, zorganizowano wyjazd do Krzemieńca,
Ławry w Poczajewie, Chocimia i Kamieńca Podolskiego, podczas których
uzupełniono wiedzę historyczną. Z wielką satysfakcją wspominam czas
poświęcony na prace przy ratowaniu polskiej nekropolii oddalonej 325 km
od Łańcuta. Cieszę się, że wraz z tymi młodymi ludźmi zrobiliśmy
coś, co pozwoli przedłużyć pamięć o Polakach, których szczątki
pozostały tam na zawsze. Więcej materiałów o wyjazdach do Zbaraża można
znaleźć przez internetową wyszukiwarkę Google, wpisując hasło
„cmentarz w Zbarażu”.
Autor jest geodetą powiatowym w Łańcucie |