Maki
Uznania
Czerwone Maki Uznania
od
Redakcji - Pro Polonicum - otrzymuje
młodzież Liceum
Wojskowego Zespołu Szkół Nr 2 im.
Jana Kochanowskiego w Łańcucie
jak i incjatorzy
projektu
Ireneusz i Alina
Skrzypczakowie
oraz współtwócy programu dyr. Stanisław Gwizdak zast. dyr.
Janusz Kwolek Renata Lepak
za aktywny patriotyzm, za inicjatywę i
wytrwałość w wieloletnim programie
ratowania zapomnianego polskiego cmentarza i
innych polskich pamiątek w Zbarażu na
Kresach.
Dziękujemy też za takt,
za przyjaźń i zrozumienie
okazywane
aktualnym mieszkańcom
Ukrainy.
Grupa młodzieży i
wychowawców z Łańcuta tuż przed mszą w kościele
p/w św. Antoniego w
Zbarażu 6 X 2005r.
Inicjatorzy projektu:
Ireneusz i Alina Skrzypczakowie
Ireneusz i Alina
Skrzypczakowie
oraz
współtwócy programu dyr. Stanisław Gwizdak,
Renata Lepak, z-ca dyr. Janusz Kwolek
Alina
Skrzypczak
Nasze podróże po Kresach
2004
Uczniowie klasy I i II Liceum
Wojskowego z Zespołu Szkół Nr 2 w Łańcucie porządkują
opuszczony polski cmentarz w Zbarażu na
Ukrainie
"Ojczyzna to ziemia i groby,
jak więc długo trwa pamięć o grobach, tak długo
też trwa siła związku z Ojczyzną". Ferdynand Foche
(...) W dniach od 14
do 18 czerwca 2004 uczestniczyłam w wycieczce młodzieży
z klasy I i II Liceum Wojskowego z Zespołu Szkół Nr 2 w
Łańcucie do Zbaraża na Ukrainie jako współorganizator i
opiekun. Idea i cel wyjazdu zrodziły się w mojej głowie
kilka miesięcy wcześniej, a patrząc na swoiste zbiegi
okoliczności można powiedzieć, że nawet kilka lat temu.
W 2000 r. po raz pierwszy dotarłam z mężem do
Zbaraża, pobieżnie go zwiedzając. Dopiero jednak w 2001
r. natrafiliśmy na stary, opuszczony polski cmentarz.
Już wtedy wydawało nam się , że należy coś uczynić, aby
wydrzeć przyrodzie to miejsce, zmarłym oddać szacunek, w
żyjących wzbudzić refleksje, a potomnym zachować ku
pamięci. Cmentarz bowiem mało widoczny z drogi biegnącej
obok był zarośnięty niemiłosiernie. Dopiero wejście w
ten gąszcz dawało obraz bogactwa nekropoli.
Najpierw wiedzeni ciekawością, a później tak
jakby dziwną koniecznością wgłębialiśmy się w niego
coraz bardziej zostając pochłaniani. Zdziwienie, żal,
smutek, to uczucia, które nam towarzyszyły. To pierwsze
przejście, a właściwie przedarcie się przez plątaninę
roślinności, potykanie o przewrócone, rozkruszone
pomniki to jakby wędrówka przez dziwny tajemniczy ogród,
a przecież kryjący groby. To wszystko wywarło na nas
wielkie wrażenie, pozostawiając niepokój, ale i chęć
działania. W następnych latach kilkakrotnie będąc w
Zbarażu, zaglądaliśmy na cmentarz, chcąc zobaczyć czy
coś się nie zmieniło. Niestety zawsze było tak samo,
płaszcz zieleni przykrywał ciągle piękne, acz zniszczone
nagrobki. Gdzieniegdzie tylko ścieżynki i ślady bytności
miejscowej ludności, a w części końcowej cmentarza
miejsce wypasu bydła. Przełomem okazał się rok 2003.
Wtedy to los czy przeznaczenie zetknął nas z proboszczem
tamtejszej parafii Rzymsko - Katolickiej, księdzem
Longinem. Kilkakrotne spotkania zaowocowały współnym
planem zajęcia się cmentarzem.
Cel był trudny do
zrealizowania z powodu braku środków. W tym czasie
zaczęłam pracę w Zespole Szkół Nr 2 w Łańcucie.
Przedstawiłam swój projekt uporządkowania cmentarza w
Zbarażu Panu Dyrektorowi Stanisławowi Gwizdakowi.
Otrzymałam całkowite poparcie w swoich działaniach.
Początek roku 2004 to rozmowy, dopracowywanie szczegółów
wyjazdu. Dzięki wielkiemu zaangażowaniu wychowawczyni
klasy I Liceum Wojskowego Pani Renacie Lepak i Panu
Dyrektorowi Januszowi Kwolkowi projekt mógł dojść do
skutku. Będąc w fazie organizacji zdawaliśmy sobie
sprawę, że nie będzie to zwykły wyjazd czy kolejna
wycieczka szkolna. Wiedzieliśmy, że wytyczony cel jest
nietuzinkowy, ważny z punktu widzenia poznawczego,
kształcącego, a zwłaszcza wychowawczego. Dlatego też
młodzież i rodzice musieli być dokładnie poinformowani o
naszych zamierzeniach.
Program wyjazdu spotkał
się z ich pełnym zrozumieniem i akceptacją. Będąc
nauczycielką historii i ucząc młodzież właśnie tych klas
założyłam sobie, że musi zostać ona odpowiednio
przygotowana zarówno pod względem merytorycznym jak i
duchowym. Dlatego też odpowiednio wcześniej podjęłam
działania wdrażając dodatkowy program, który obejmował
pracę własną ucznia polegającą na gromadzeniu materiałów
o miejscach pamięci narodowej z najbliższej okolicy, a
następnie wspólnym ich zwiedzaniu. ponadto młodzież sama
wykonała gazetkę poświęconą miejscom pamięci narodowej
na Kresach.
Uważałam, że wyjazd do Zbaraża
powinien być dla młodzieży wielką i żywą lekcją
historii, w której sami będą bohaterami i którą być może
będą mogli w przyszłości kontynuować. Nasza podróż
rozpoczęła się wczesnym rankiem. Przekroczenie granicy i
dotarcie do celu zajęło kilka godzin. Z Łańcuta do
Zbaraża jest 325 km. Mieszkaliśmy w internacie szkoły
średniej w części reprezentacyjnej.
Początki
były trudne, młodzież musiała zaaklimatyzować się do
standardów ukraińskich. Drugi dzień pobytu poświęciliśmy
w całości na sprzątanie cmentarza. Zaczęliśmy działać
według planu - klasa I podzielona na drużyny otrzymała
za zadanie uprzątnięcie części od frontu, natomiast
drużynie z klasy II przydzielone zostało uporządkowanie
grobu poległych żołnierzy na tyłach cmentarza.
Pracowaliśmy wykorzystując własne narzędzia przywiezione
z Polski (sekatory, motyczki) oraz przy użyciu
pożyczonych nam przez parafian 3 siekier. Wycinane
krzewy, gałęzie, śmiecie wynosiliśmy na obrzeża
cmentarza. Stamtąd były one wywożone ciężarówką przez
służby miejskie, które zostały o to poproszone przez
księdza proboszcza. O ogromie pracy wykonanej przez
naszych uczniów niech świadczy fakt, że kierowca
kilkakrotnie wykonał swój kurs tego dnia. Część gałęzi
została spalona na ognisku.
Z upływem czasu
nagrobki zaczęły wyłaniać się z zielonego gąszczu
ukazując swoje oblicza. Był to moment niewątpliwie
wzruszający. Każdy chciał odczytać nazwiska zmarłych,
epitafia czy daty śmierci. Często, aby to uczynić
należało zciągnć grubą warstwę mchu lub ziemi.
Staraliśmy się tak pracować, aby oczyszczając je nie
zniszczyć przy okazji. Ograniczyliśmy się do wycinania
krzewów i traw, wygrabienia terenu. Istniały jednak
przypadki podnoszenia przewróconych pomnikó czy ich
fragmentów, czesto na wpół przysypanych ziemią. Wtedy
stawialiśmy je na miejscu opierając najczęściej o
drzewo. Zdarzało się również, że znajdowaliśmy głowy
strąconych pomników, a to Chrystusa, a to Maryi.
Największym zaskoczniem było odkrycie płyt nagrobnych
przy pomnikach. Wcześniej nie było ich wogóle widać.
Dopiero ściągając kilkucentymetrową warstwę ziemi
odkrywaliśmy ich istnienie. Dziewczyny chcąc choć trochę
odmienić zaniedbane nagrobki uplotły wianki z białego
rumna przystrajają je nimi. Wieczorem zmęczeni, ale
zadowoleni dotarliśmy do swoich kwater. Następny dzień
również mieliśmy poświęcić na pracę na cmentarzu, jednak
deszcz pokrzyżował nasze plany. Wróciliśmy dopiero w
czwartek. Wtedy odbyły się również zajęcia z topografii.
Podsumowując wkład pracy wykonanej przez naszych
kadetów, ich zaangażowanie muszę stwierdzić, iż stanęłi
na wysokości powierzonego im zadania. Uporządkowany
został wprawdzie tylko mały kawałek nekropolii, ale
miejmy nadzieję, że jest to dopiero początek naszych
działań. Uczniowie nasi bardzo dzielnie radzili
sobie w nowych realiach. Wykonywali powierzone im
zadania - pełnili wartę, sami przygotowywali posiłki,
dokonywali zakupów potrzebnych produktów, prowadzili
kronikę. Świetnie porozumiewali się z miejscową
młodzieżą, z którą rozegrali mecz w piłkę siatkową i
koszykówkę. Odbyła się także wspólna dyskoteka i
spotkanie z grupą oazową. Uczniowie oprowadzeni zostali
rónież po szkole i warsztatach. Z wielkim
zainteresowaniem spotkało się zwiedzanie zamku w Zbarażu
i miejsce starego zamczyska. Niewątpliwie ważnym punktem
była msza święta koncelebrowana w odrestaurowanym
kościele przy klasztorze bernardyńskim. Nasi kadeci
zaprezentowali się w mundurach czym wywołali niemałą
sensację. Należy zwrócić uwagę, że tamtejsza parafia
liczy około 70 osób, a w nabożeństwie wzięła udział
około 1/4 wiernych. Po mszy ksiądz proboszcz przybliżył
nam historię kościoła i wręczył pamiątkowe obrazki, a
młodzież i nauczyciele dokonali wpisu do księgi
pamiątkowej. W drodze powrotnej znaleźliśmy czas, aby
zatrzymać się we Lwowie na krótkie zwiedzanie.
Podsumowując chcielibyśmy podziękować wszystkim,
którzy przyczynili się do sfinalizowania tego wyjazdu. W
tym miejscu szczególnie ciepłe słowa kierujemy do
księdza Longina - proboszcza parafii w Zbarażu. Słowa
podziękowania i uznania należą się naszej młodzieży,
która wykazała się niebywałą dojrzałością, pracowitością
i odpowiedzialnością.
Lekcja historii, którą
sami współtworzyli to piękny przykład patriotyzmu.
Możemy być z nich dumni. (...)
2005 WIOSNA
"
Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży
chowanie"...
..."Ojczyzna to ziemia i groby,
jak więc długo trwa pamięć o grobach, tak długo też trwa
siła związku z Ojczyzną"... - cytat przytoczony przeze
mnie prawie rok temu rozpoczynał artykuł poświęcony
opisowi wyjazdu młodzieży na Ukrainę do Zbaraża. Z
perspektywy czasu wydaje mi się, że jest on bardzo na
miejscu i wyraża to wszystko w czym uczestniczymy, co
sami staramy się stwarzać - młodzież i my wychowawcy.
Cel jaki przyświeca tej idei to doprowadzenie do
oczyszczenia, zabezpieczenia, odnowienia i zachowania
dla potomności polskiego cmentarza w Zbarażu. Cel
zapewne nietuzinkowy, warty jednak zaryzykowania. Mamy
świadomość, że osiągnięcie go nie będzie łatwe, ale
przyrzeczenie złożone w kościele przyklasztornym w
Zbarażu rok temu przez uczniów i nauczycieli
zobowiązuje, pobudza do działania i daje siły do
wytrwania.
W dniach od 23 do 28 maja 2005
przebywaliśmy w Zbarażu. Tym razem bogatsi o
doświadczenia lepiej mogliśmy przygotować się do pobytu.
Młodzież, która uczestniczyła w tym wyjeździe to w
większości uczniowie I klasy Liceum Wojskowego i ci
szczęśliwcy z II i III klasy, którym udało się wyjechać
bo liczba miejsc była ze względu na koszty ograniczona.
Pierwszy dzień to podróż, zakwaterowanie i
przejście na cmentarz w celu obserwacji jego stanu
obecnego. Ciekawiło nas na ile wkład pracy włożony
wcześniej w uporządkowanie cmentarza widać dzisiaj z
rocznej perspektywy. Trzeba pamiętać, że przez ten okres
nikt nie czynił na nim żadnych prac porządkowych. Mimo
tego część uprzątnięta dość wyraźnie odcinała się od
pozostałej. W tym miejscu należy zaznaczyć, że
zaniechanie dalszych prac doprowadziłoby bardzo szybko
do powtórnego zarośnięcia oczyszczonej powierzchni.
Skłania to do refleksji i weryfikacji działań na
przyszłość. Pobieżna ocena stanu pozwoliła nam na
rozplanowanieplanu prac na dzień następny. Zaczął się on
od wczesnej pobudki, apelu i śniadania. Potem szybki
marsz na miejsce i kilkugodzinne zmagania z przyrodą. I
znów jak rok wcześniej - karczowanie, znoszenie i
palenie gałęzi. Odkrywanie coraz to nowych pomników z
warstw zieleni, potykanie o nagrobki wystające
niewidzialnie spod ziemi. Odkopywanie i podnoszenie
tych, które zdołaliśmy. W końcu jest ich tak dużo, że
trudno nadążyć, zdecydować sięktóry pierwszy. Następnie
zeskrobywanie centymetrowej warstwy mchu porastającej
pomniki chyba już kilkadziesiąt lat. Na koniec coś
naprawdę zmuszającego do uklęknięcia na obydwa kolana i
rzeczywistego pochylenia się nad kośćmi naszych przodków
niekiedy walających się po ziemi.
Każdy któremu przytrafi się
to wie, co ma zrobić. Kto tego nie widział nie może
sobie wyobrazić ogromu zalewającej nas pracy, ale i
emocji z tym związanych. Decyzje co robić wcześniej, co
pozostawić na później, ale na kiedy? Przecież mamy tu
być tylko kilka dni. A potem co? Dylematy duże dla nas,
dla postronnych być może nieistotne. I myśl, żeby to
wszystko, co zaczęliśmy doprowadzić do końca, który
jednak jawi się gdzieś bardzo daleko za horyzontem.
Pracujemy z myślą, iż być może nie starczy środków i sił
żeby osiągnąć w przyszłości upragniony cel. Trzeba
powiedzieć jasno pomoc ludzi dobrej woli będzie
niezbędna. Mam nadzieję, że odnajdziemy sę wspólnie.
Pamiętajmy przy tym jako starsi, że ..." Takie będą
Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"... Dzień
drugi - podobny do poprzedniego, młodzież już wie, że
czeka ją kilka godzin wytężonej pracy, zmagań z własnym
zmęczeniem. Kątem oka obserwuję. Są silni, młodzi i
piękni w tym, co robią, być może nie zdają sobie sprawy
z tego w czym uczestniczą. Jestem jednak pewna, że w
przyszłości zrozumieją, że mimo trudu i dosłownie
wylanego potu uczestniczyli jako młodzież, jako Polacy w
czymś wyjątkowym. To jest bowiem ich historia, ale i
nasza wspólna historia pisana teraz na dawnych kresach.
Myślę, że wystarczy tyle słów o tym co było. Ich zbytni
natłoki może przyćmić sens tego co robimy. W pewnych
sytuacjach nie oddają one istoty tego, co chciałoby się
wypowiedzieć i przekazać. Nasz wyjazd to także chęć
rozbudzenia w młodzieży wielu innych pozytywnych
zachowań. Komunikatywności w nawiązywaniu nowych
znajomości, odnajdywanie się w nowej, nieznanej
rzeczywistości, "szlifowanie" zdolności lingwistycznych,
pokonywanie uprzedzeń, stereotypów, uczenie tolerancji
wobec odmienności kultur, obyczajów, zwyczajów, w końcu
zdrowa rywalizacja i uczenie się odpowiedzialności za
swoje zachowanie. Czas wolny od pracy chcieliśmy tak
zorganizować, aby został on wykorzystany maksymalnie.
Były więc rozgrywki w siatkówkę dziewcząt i chłopców z
zaprzyjaźnioną szkołą średnią w Zbarażu. Zawody
sportowe. Zwiedzanie szkoły i warsztatów szkolnych.
Wspólna dyskoteka oraz udział w przygotowanym na nasz
przyjazd koncercie. Specjalnie zaprogramowany został
dzień Bożego Ciała (na Ukrainie obchodzony w niedzielę),
ale na naszą prośbę O. Berard OFM proboszcz tamtejszcej
parafii (70 wiernych) odprawił mszę świętą i Litanię do
Matki Bożej. Młodzież wystąpiła w mundurach, pięknie się
prezentując. Na rozpoczęcie mszy nasi trębacze odegrali
"Barkę". Znaleźliśmy również czas, aby odbyć wycieczkę
do Krzemieńca, wejść na góręBony, pójść na symboliczny
grób Juliusza Słowackiegoi do kościoła p/w św.
Stanisława Biskupa. Byliśmy również w łąwrze w
Poczajewie i przy cudownym źródle św. Anny.
Zorganizowaliśmy też ognisko na które przybyli ojcowie
Berard i Polikarp z tutejszej parafii z którą
współpracujemy. W końcu jednak nadszedł dzień wyjazdu.
Jeszcze rano w sobotę udaliśmy sięna cmentarz gdzie
dokonywaliśmy ostatnich prac. Jednym z zadań było
sporządzenie topografii odkrytych grobów. Ich dokładny
opis. posłuży on w perspektywie do sporządzenia całego
planu cmentarza i stworzenia bazy danych na przyszłość.
Należy pamiętać, że czas goni, bowiem napisy na
niektórych grobach są mocno zamazane, a żadne dane
dotyczące pochówkó osób nie zachowały się w parafii i
nie wiadomo czy istnieją gdzieś w archiwach, być może
zaginęły bezpowrotnie w zawierusze wojennej. To , co
robimy ma więc realną wartość historyczną. Oprócz tego
dokonaliśmy jak zwykle bogatej dokumentacji
fotograficznej. Jest to o tyle niezbędne ponieważ jak
pokazuje doświadczenie stopień zdewastowania cmentarza
postępuje dośćszybko. Nie ma się co czarować jak teraz
coś nie zrobimy to za kilkanaście, kilkladziesiąt lat
nie pozostanie już nic. Dodam tylko, że zdążyliśmy
według szacunków posprzątać około 1/3 cmentarza z 3 ha
powierzchni. Liczbę wszystkich ocalałych nagrobków
szacujemy na kilkaset.
I jeszcze dwa wzruszające
fakty, które pozwolę sobie tu przytoczyć. Codzienne
odwiedziny i przynoszenie nam wody do picia przez starą
Polkę, opowiadającą nam marzenie swojego życia - wyjazd
do Polski do Wrocławia na grób swojej matki.
Oraz spotkanie na cmentarzu
rodowitego zbarażana, który przyjechał na Ukrainę i
szukał grobów rodzinnych.
Na zakończenie chcielibyśmy
podziękować tym wszystkim, którzy przyczynili się do
sfinalizowania naszego wyjazdu udzielając nam wsparcia
finansowego i rzeczowego tj. panu Staroście Powiatu
Łańcuckiego Adamowi Krzysztoniowi, Proboszczowi Parafii
św. Józefa z Podzwierzyńca, księżom z Parafii Mrowla,
PKS Connex Łańcut, Zakładom Mięsnym Smak Eko w Górnie,
firmie - Bazar u Wojciecha, panu Wiesławowi Ciąpała Smak
Eko w łańcucie, firmie Azot Chem - Kraczkowa. Szczególne
wyrazy uznania należą się naszej młodzieży biorącej
udział w tym przedsięwzięciu.
(...)
2005 –
JESIEN
Zbaraż – po raz trzeci – młodzież i
nauczyciele Liceum Wojskowego z Zespołu Szkół nr 2 w
Łańcucie na Ukrainie
Dzień pierwszy -
ranek
Godzina piąta trzydzieści budzę się po
krótkiej nocy. Mam świadomość, że wstaję być może
później niż 43 kadetów z naszej szkoły. Mieszkam bliżej
miejsca wyjazdu. Plecak, śpiwór, jedzenie - mam,
paszport - jest. Jeszcze tylko szybki łyk herbaty i w
drogę. Większość młodzieży jest już pod szkołą pakując
do autobusu bagaże i niezbędny sprzęt. Miła
niespodzianka na wejście - jedzie z nami ten sam
kierowca co w maju. Punkt szósta trzydzieści - żegnamy
Łańcut. Godzina mija szybko i naszym oczom ukazuje się
granica w Korczowej. Szukam wzrokiem poloneza nr
rejestracyjny REI 4341 to nasza "przednia straż" -
Kamila, Kasia, Ania, Gosia i mój mąż powinni już stać na
przejściu. Wjechali prędzej. Ciekawe kto wcześniej
przekroczy granicę? No oczywiście nie my. Tym razem
odprawa wlecze się niemiłosiernie długo. Dwie godziny
czekania. W oddali na wprost widzimy "załogę" poloneza.
Im poszło szybciej i teraz czekają na nas. Chyba się
nudzą. W końcu i my ruszamy dalej. Teraz już tylko około
250 km na wschód do Zbrucza.
Późne
popołudnie
Jesteśmy na miejscu. Dla niektórych to
już trzeci wyjazd, ale reszta ciekawie obserwuje
otoczenie. Tak jak w maju czeka nas miłe powitanie przez
dyrekcję i młodzież tamtejszej szkoły średniej z którą
jesteśmy zaprzyjaźnieni. Następnie rozlokowanie w
internacie, a wieczorem wspólna polsko - ukraińska
dyskoteka.
Naprawdę późny wieczór Młodzież
śpi, a wychowawcy czuwają.
Dzień drugi - bardzo
wczesny poranek
Ze względu na różnice czasowe
wstajemy o piątej trzydzieści naszego czasu. Oczywiście
według regulaminu. Jest więc trzy razy "pobudka - wstać"
wykrzyczane na pełne gardło. Jak to w klasie wojskowej.
Potem toaleta, śniadanie, zbiórka i wyjście na cmentarz.
Bardzo ciekawi nas jak wygląda on po czterech miesiącach
od naszego wcześniejszego pobytu. Trudno powiedzieć, że
jesteśmy usatysfakcjonowani zastanym widokiem, no cóż
trochę zarośnięty, ale z drugiej strony trochę
odsłonięty. Zależy jak na to patrzeć. Sama praca
przebiega sprawnie, mamy w końcu już jakieś
doświadczenie. Młodzi, ci co są po raz pierwszy pewnie
inaczej widzą tok postępujących prac. My, którzy
jesteśmy trzeci raz wyraźniej oceniamy trud wkładany w
sprzątanie cmentarza. Chyba przyzwyczailiśmy się do
tego, że nie będzie łatwo i szybko. Przyjęty cel pobudza
jednak do działania.
W którejś kolejnej
godzinie
Przychodzi do nas nasza "wspólna"
babcia. Już ją widzę, drobinkę jak małymi kroczkami
zbliża się do mnie. Od pierwszego przyjazdu przynosi nam
picie. Teraz roześmiana i podekscytowana opowiada mi ja
to w nocy śnił jej się samochód, który podjechał pod
cmentarz. Od razu pomyślała o nas. Jakaś telepatia czy
przeczucie - myślę.
Po południu
Obiad,
mecz piłki nożnej polsko - ukraiński. Remis. Rzuty
karne.... i przegraliśmy.
Dzień trzeci - od rana
do wieczora
Podzieliliśmy się na dwie grupy.
Część poszła zwiedzać szkołę, a reszta na cmentarz.
Dzisiaj trochę krócej pracujemy bo o trzynastej
zaproszono nas na specjalnie przygotowany program
artystyczny, gry i zabawy. Jest fajnie. Wiele śmiechu i
międzynarodowego współzawodnictwa. Nie daliśmy się.
Chłopcy i dziewczęta dzielnie reprezentowali naszą
szkołę, na nawet kraj. Po obiedzie zwiedzanie zamku i
czas wolny. I jeszcze jedno miłe zdarzenie nieco
wcześniej - wizyta gości z Brodów. Zakonnice i księża
przypadkowo zaglądnęli na cmentarz. Na nagraniu z kamery
dopiero w domu widzę jak zdziwione i nietęgie mieli miny
patrząc na to co robimy. Nota bene część z nas posilała
się pieczonym na ognisku chlebem z powidłem
Dzień
czwarty
Po raz ostatni idziemy na cmentarz. Praca
poprzednich dni daje pomału znać. Chyba jesteśmy już
trochę zmęczeni. Dzisiaj czeka nas spisywanie inskrypcji
grobowych nowo odkrytych pomników. Poza tym ostateczne
wygrabienie, spalenie śmieci i gałęzi. Trzeba się więc
sprężać. Na zakończenie same miłe niespodzianki.
Najpierw odwiedza nas starsza pani - Polka, Zbarażanka.
Dziękuje za wykonane prace. Odkryliśmy grób jej
dziadków. Chce nas wspomóc finansowo - 60 hrywien. To
wielka suma dla emerytki. Nie przyjmujemy pieniędzy, ale
zgadzamy się przyjąć słodycze.
Krótka rozmowa na
temat historii Zbaraża lat czterdziestych, bardzo wiele
mówiąca. I stwierdzenie, że było strasznie. Nieco
później ksiądz Berard nasz zbaraski przewodnik
przyprowadził na cmentarz grupę Polaków zwiedzających
Zbaraż. Wzbudziliśmy niemałe zdziwienie i podziw tym
bardziej, że byliśmy ubrani w mundury. Okazało się że
byli to profesorowie z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak
również redaktorzy z "Życia Warszawy". Przeprowadzili z
nami wywiad, który ukaże się 29 X2005r. Na zakończenie
dnia jeszcze tylko mecz piłkarski. Wygrywamy 4 do 1.
Msza święta w kościele ojców bernardynów. Dyskoteka.
Potem to już chyba nie mamy sił na nic.
Dzień
ostatni Cały dzień to...
Powrót. Zatrzymaliśmy
się we Lwowie. Krótki spacer po starej części miasta.
Potem kierunek dom. O siódmej wieczorem jesteśmy w
Łańcucie. Kolejny wyjazd na Ukrainę dobiegł końca. Na
wiosnę znowu jedziemy. Nie będę już pisała jak ważne są
następne wyjazdy. My nauczyciele po prostu to wiemy.
Ważniejsze jest jednak to, że młodzież przyjęła tę formę
nauki, poprzez pracę i trud.
Zbaraż 3 - 7 X 2005
r.
2006
WIOSNA
Alina Skrzypczak Nasze podróże po
Kresach
13 czerwca po 60 latach ciszy w
Zbarażu zabrzmiał dzwon w dniu świętego Antoniego
ogłaszając uroczystą mszę świętą.
A więc to już
tradycja. Jedziemy po raz czwarty do Zbaraża na Ukrainie
sprzątać polski cmentarz. Wiedzeni ciekawością
zastanawiamy się jak wygląda po półrocznej przerwie.
Ciągle jeszcze nie jest do końca wykarczowany z wysokich
krzewów, brak ścieżek i na pewno dużo chwastów. To stan
na, który jesteśmy w pewnym sensie przygotowani.
Będzie to nasz najdłuższy wyjazd od 11 do 17
czerwca. Dokładnie w drugą rocznicę naszej pierwszej
bytności w tym miejscu. 36 kadetów, 2 uczniów technikum
i 4 opiekunów, wyrusza niedzielnym rankiem w kierunku
granicy – ku Korczowej. Długi sznur samochodów
ciężarowych przed przejściem nie przestrasza nas
zbytnio. Mijając czekających podziwiamy ich cierpliwość
ciekawie wypatrując czy są jakieś autobusy do odprawy.
Mamy szczęście, jesteśmy sami. Jeszcze szybka wymiana
waluty, niezbędne pieczątki i formalności i o 12 30
znajdujemy się po stronie ukraińskiej. Przestawiamy
zegarki na 13 30 i dalej ruszamy na wschód. Droga
przebiega spokojnie. Krótki postój na kawę na stacji
paliw w moim przypadku kończy się pożarciem pieniędzy
przez automat. Płyn wylewa się na maszynę ,a ja dostaję
pusty kubek. Ma się to szczęście. W końcu jesteśmy na
miejscu.
Podjeżdżamy pod klasztor ojców
Bernardynów, tam czekają już na nas – Marcin, opiekun
pierwszej grupy, Rafał i Max, oni przybyli tu dwa dni
wcześniej ze specjalną misją, o której napiszę potem.
Poza tym ojcowie Berard i Polikarp, a także radne
powiatu łańcuckiego panie Halina Dudek i Elżbieta Ulman
będące wraz panem starostą Adamem Krzysztoniem i
redaktorem Stanisławem Szczepańskim z wizytą w Zbarażu.
Krótkie wytchnienie, młodzież wychodzi na chwilę z
autokaru. Ci którzy są po raz pierwszy niepewnie i
ciekawie przyglądają się otoczeniu. Mnie jednak uderza
widok pewnych zmian wokół świątyni, ogrodzenie i
wybrukowany plac to dzieło ostatnich miesięcy. Widać
rękę gospodarza. Cieszy mnie to niezmiernie. Udajemy się
do kościoła. Tam po krótkiej modlitwie ojciec Polikarp
opowiada o historii tego miejsca. Śpieszymy się trochę,
mamy świadomość, że nasi gospodarze ze szkoły średniej z
którą współpracujemy i gdzie mamy zakwaterowanie czekają
na nasz przyjazd. Miłe powitanie przez dyrektora szkoły.
Szybko rozpakowujemy się bo za chwilę chcemy ruszyć na
cmentarz na wstępny rekonesans. Zbiórka i dwójkami
wymarsz. Widok jaki zastajemy nie powiedziałabym, że
napawa nas optymizmem. Ci, którzy są po raz pierwszy
oczywiście przeżywają pewnego rodzaju szok. Wchodzimy na
cmentarz od najbardziej zarośniętej części. Ta mnie
mniej interesuje, wiem że tak ma wyglądać, ale jak
przedstawia się ta część, którą sprzątaliśmy w
październiku zeszłego roku. Źle – to pierwsze odczucie.
Liczyłam, że trawy będzie mniej. Przestrasza ilość
samosiejek. Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie uporamy
się z tą zieleniną. Idąc dalej w miejsce gdzie cmentarz
był już 3 razy sprzątany doznaję pewnego pocieszenia. Po
zastosowaniu środków chwastobójczych jest lepiej. Tylko
te śmiecie z pobliskiego kiosku jak zwykle na swoim,
niezbyt fortunnym miejscu. Myślami i wzrokiem obiegam
teren planując tok prac na następne dni.
Poniedziałek to drugi dzień naszego pobytu i
równocześnie dzień Zielonych Świąt dla prawosławnych i
grekokatolików. Nie przewidzieliśmy tego, nie możemy iść
pracować na cmentarz, dlatego też postanawiamy zrobić
wycieczkę do Krzemieńca. Większość młodzieży jest z klas
pierwszych, więc będzie to ich poznawanie Kresów nie
tylko przez pryzmat Zbaraża. Nie mając przewodnika
zastanawiam się jak rozwiązać ten problem. Wiem po
jakich miejscach chcę oprowadzić młodzież, najwyżej sama
postaram się pod względem historycznym przybliżyć dzieje
miasta, a Aneta (nauczycielka języka polskiego z naszej
szkoły) zajmie się związkiem Juliusza Słowackiego z
Krzemieńcem.
Na parkingu trafiają się jednak
„przewodnicy”, dość specyficzni – kilkuletni chłopcy –
Polacy. To oni na naszą prośbę oprowadzą nas po
Krzemieńcu. Są bardzo podekscytowani swoim zadaniem.
Dziewczyny i chłopcy zbierają dla nich worek łakoci.
Udajemy się do kościoła p/w św. Stanisława, potem na
cmentarz na grób matki Juliusza Słowackiego. Następnie
zwiedzamy muzeum – dworek wieszcza. Autobusem wjeżdżamy
na górę Bony, podziwiamy piękny widok na miasto i w dali
kryjącą się ławrę w Poczajewie.
Historię miejsca
przybliży nam starszy pan – hr. Grocholewski pełniący tu
rolę przewodnika dla Polaków. Jego pełna ekspresji
recytacja ze Słowackiego wywiera na nas piorunujące
wrażenie. I nie mniej pewnie – „Kto ty jesteś – Polak
mały” wypowiedziane w całości śpiewną polską mową przez
kilkuletnią mieszkankę Krzemieńca. Te sytuacje
uświadamiają nam jak silne jest przywiązanie naszych
rodaków na Kresach do słowa polskiego, do wszystkiego co
polskie.
Wtorek to nasz trzeci dzień pobytu w
Zbarażu. Inaczej jak zawsze wyglądają te pierwsze dni.
Zwiedzamy, nie pracujemy. Wszystko to z przyczyn
obiektywnych. Dzisiaj w parafii rzymsko – katolickiej
wielkie święto dzień świętego Antoniego patrona. Nie
przez przypadek jesteśmy tu w tym terminie. Otóż jest to
całość większego planu. Coraz bardziej wiążemy się ze
Zbarażem.
13 czerwca po 60 latach ma zabrzmieć z
wieży kościelnej dzwon obwieszczając początek odpustu.
Dzwon elektroniczny – jego projekt i wykonanie to dzieło
uczniów naszej szkoły. Maksymilian Bartnik i Rafał
Sadleja kierowani przez nauczyciela Marcina Grochowinę
przybywszy kilka dni wcześniej wykonali jego montaż.
O godzinie 12 00 cała nasza grupa ustawiona w
dwuszeregu przed frontem kościoła w polskich mundurach z
niecierpliwością czeka na pierwsze brzmienie dzwonów.
Łzy wzruszenia kręcą mi się pod powiekami, stojąc w tej
chwili naprzeciw swoich uczniów. Wszyscy wznoszą głowy
do góry chłonąc ten dźwięk. Następnie dwójkami wchodzimy
do świątyni ustawiając się naprzeciw ołtarza i w pozycji
stojącej uczestniczymy w uroczystej, ekumenicznej mszy
świętej. Na którą oprócz ojców bernardynów ze Zbaraża
przybyli goście z Tarnopola oraz miejscowi
przedstawiciele cerkwi greckokatolickiej i prawosławnej.
Liczba wiernych jak na warunki tak małej (80 osobowej)
parafii duża. Niektórzy ciekawie spoglądają na nas. Mały
chłopiec tuż obok mnie ma ochotę dotknąć mojego munduru
z biało-czerwoną naszywką. Starsze babcie przybyłe na
uroczystość być może wspominają dawne czasy. To naprawdę
były chwile wyjątkowe. Ten dzień to nie tylko uroczysta
msza. Wcześniej podzieleni na dwie grupy wykonywaliśmy
swoje zadania. Część kadetów udała się ze mną do muzeum
zamku w Zbarażu. Reszta wyszła na cmentarz szukać
konkretnych grobów osób o które proszą nas zapoznani z
naszą akcją. Wyjście przyniosło konkretne żniwo. Zdjęcia
odnalezionych grobów trafią już niebawem do tych, którzy
ich szukali. Po obiedzie ponownie już wszyscy poszliśmy
na cmentarz wykonywać prace topograficzne. Część
spisywała inskrypcje grobowe, ci uzdolnieni plastycznie
wykonywali szkice wybranych nagrobków. Trzy następne dni
postanowiliśmy przeznaczyć na sprzątanie cmentarza.
Mało brakowało, a plan ten nie ziściłby się. Po
prostu rano zaczął padać drobny deszcz. I znów zmiana
koncepcji. Poranny konkurs piosenki o pobycie w Zbarażu,
z nagrodami wykonanymi przez nas nauczycieli. Jakimi –
pominę milczeniem, ale staraliśmy się mocno, dając upust
swojej wenie artystycznej. Opatrzność czuwała nad nami,
deszcz przestał kropić i o 11 wyruszyliśmy w drogę.
Pierwsze roboty to wyręb małych drzewek i krzewów, ich
znoszeni i palenie. Pomału cmentarz znów zaczął zmieniać
swój wygląd. Więcej odsłoniętej przestrzeni to pierwsze
oznaki jako takiego ładu.
Ten dzień to nie tylko
ciężka praca ,ale także spotkanie z naszymi ukraińskimi
przyjaciółmi i tzw. „bohaterskie igry” czyli zawody
sportowe siłaczy. Podnoszenie ciężarów, przeciąganie
liny itp. Wszystko ułożone w czterech konkurencjach. Nie
chwaląc się wygraliśmy 4 : 1 . A wieczorem chłopcy
skupili się w świetlicy by oglądać mecz Polska – Niemcy.
Tu jednak nie doczekali się wyniku 4 : 1. Dla mnie w tym
dniu bardzo ważnym wydarzeniem było spotkanie z naszą
„polską babcią”, która zawsze przychodziła do nas na
cmentarz z wodą. Kruchsza, słabsza jak się okazało ze
złamaną ręką, podtrzymywana przez sąsiadkę po raz
pierwszy po chorobie wyszła specjalnie do nas z domu.
...”Nawet gdybym miała do was się czołgać na tych rękach
to bym przyszła”... – to jej słowa. Płacz, wzruszenie,
skargi na wiek, los, biedę. Obiecałam, że jutro to my
przyjdziemy do niej.
Czwartek i znów załamanie
pogody, całą noc nieźle padało. Nie mogąc spać ciągle
przemyśliwałam co zrobimy. Przyjechaliśmy pracować, a tu
taka sytuacja. Szczęście nam dopisywało. Rano zerwał się
tak mocny wiatr, że w ciągu kilku godzin osuszył krople
deszczu z liści. Mogliśmy wyruszyć na cmentarz.
Wcześniej udałam się z grupą młodzieży z darami
zebranymi w szkole dla dzieci chorujących na gruźlicę
mieszkających w zbaraskim sanatorium. Ten dzień to także
wizyta w domu „naszej babci” . Wraz z sześciu osobową
grupą dziewcząt i chłopców wręczyliśmy wcześniej
przygotowane dary oraz te zebrane już w Zbarażu wśród
naszych uczniów. Dziewczyny usmażyły babci naleśniki.
Wzruszająca rozmowa o dawnych czasach to taka krótka
lekcja historii. Wieczorem zaś uczestniczyliśmy wszyscy
w programie artystycznym przygotowanym przez ukraińską
młodzież. Na zakończenie odbyła się oczekiwana
dyskoteka. Tak napięty program dnia można powiedzieć, że
dobił nas fizycznie. Piątek ostatni dzień pracy na
cmentarzu to końcowe oczyszczanie terenu. Podsumowanie
wyjazdu. A po obiedzie zwiedzanie podziemi kościoła ze
świecami w ręku. Mieszczą one setki bezimiennych grobów
ludzi pomordowanych w okresie zawirowań XX wieku. W
sobotę nasza podróż dobiegła końca. Pobudka bardzo
wcześnie rano o godzinie 5 naszego czasu. W Łańcucie
jesteśmy o 16. Kolejny wyjazd dobiegł końca. A więc to
naprawdę już tradycja.
Alina
Skrzypczak
|